Gorące wiadomości

Ekspert: samobójcy wysyłają sygnały; trzeba być na nie wyczulonym

Czterech na pięciu samobójców wysyła jakieś sygnały. Dotyczy to również dzieci: opuszczają się w nauce, odsuwają od znajomych, mają zmienny nastrój, samookaleczają. Rodzice powinni być na takie symptomy wyczuleni - mówi kryminalistyk i suicydolog dr Andrzej Gawliński. Dr Andrzej Gawliński jest członkiem Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego i Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego.

Uważa on, że samobójstwo to czasami złożony proces, trwający nie tylko kilka godzin, dni, tygodni, ale i miesiące, a nawet lata, przy czym samobójca nie musi uzewnętrzniać swoich zamiarów. Jednak czterech na pięciu samobójców wysyła jakieś sygnały. Dotyczy to również dzieci. Te najczęstsze symptomy to: opuszczenie się w nauce, zmiany nastroju, odsunięcie się od znajomych, a nawet samookaleczenia. To też z pozoru niewinnie brzmiące słowa: "chcę zniknąć", "jestem nikomu niepotrzebny", "moje życie nie ma sensu" itd. Dlatego najważniejsze jest słuchanie dzieci. Jeżeli rodzic zauważa takie sygnały, to przede wszystkim powinien ze swoim dzieckiem porozmawiać. W żadnym wypadku nie uciekać przed problemem. Obawa przed taką rozmową jest naturalna, bo temat nie jest łatwy. Jeżeli rodzic sam nie czuje się na siłach, powinien zwrócić się do specjalisty - psychologa, psychiatry, aby ten podpowiedział, jak pomóc dziecku. To samo dotyczy nauczycieli. Trzeba też samemu ważyć słowa. Dla rodzica wypowiedzenie słów: "idź stąd"; "jesteś do niczego"; "znowu nas zawiodłeś" - to może być banał. Dla nastolatka, którego życie dynamicznie się zmienia, takie słowa mogą wzmagać poczucie beznadziei.

Liczba samobójstw młodych ludzi do 24 roku życia to około 500-600 przypadków rocznie, jak wynika ze statystyk Komendy Głównej Policji. Utrzymuje się więc ona na dość wysokim poziomie. Nie znamy jednak dokładnej skali tego zjawiska, ponieważ samych prób samobójczych jest znacznie więcej, a wiele z nich nie jest nigdzie zgłaszanych. Z danych podawanych przez policję wynika, że w latach 2000-2014 dokonano ponad 90 tys. prób samobójczych, spośród których niemal 77 proc. zakończyło się zgonem. Wszczęto ponad 28 tys. postępowań z artykułu 151 kodeksu karnego, czyli namawiania lub udzielania pomocy w targnięciu się na własne życie, stwierdzając przy tym 110 przestępstw. Jednak zaledwie 20 z nich skończyło się skazaniem.

Jak zauważa dr Gawliński, bywają sytuacje, kiedy to samobójcy wymuszali na najbliższej osobie pomoc w samobóstwie: - "Wymuszali, aby dostarczyła np. tabletki, nóż, czy wbiła gwóźdź w ścianę, aby samobójca mógł zawiązać na nim pętlę wisielczą. Sprawcy stawali się pomocnikami zbrodni wbrew swojej woli. Ulegali bliskim. Zdarzało się też, choć nieczęsto, że pomocnicy postanawiali odebrać sobie życie razem z samobójcą."

- "Każdy badany i opisany przeze mnie w książce przypadek był jednak zupełnie inny i dość kontrowersyjny. Przykładem może być historia pary, której wszystko układało się dobrze, dopóki dziewczyna nie zaszła w ciążę. Na początku mężczyzna nieskutecznie przekonywał dziewczynę, by ją usunęła. Później namawiał ją do samobójstwa. Gdy to też nie przyniosło "efektu", to zaczął ją przekonywać, że skoro się kochają, to najlepszym rozwiązaniem będzie wspólne samobójstwo. Mężczyzna jednak ewidentnie nie miał zamiaru odebrania sobie życia. Dziewczyna również nie zdecydowała się na ten krok. Później chłopak postanowił wymusić na dziewczynie samobójstwo, przynosząc na spotkania z nią nóż i mówiąc wprost: ?albo się zabijesz, albo ja się zabiję i to będzie twoja wina?. To też nie poskutkowało, więc dosypał jej do soku amfetaminy. Dziewczyna ostatecznie wylądowała w szpitalu." - mówi dr Gawliński.

Opublikowano: 2017-04-07

Źródło: PPA - Nauka w Polsce


Zobacz więcej wiadomości



Napisz swój komentarz
Zobacz komentarze Czytelników



Zobacz więcej komentarzy