Porady psychologiczne

Patrzę, jak moja córka stacza się, a ja nie potrafię znaleźć na to rady

Zdecydowałem się napisać, choć przyznam, że jestem raczej sceptykiem w tego rodzaju sprawach, bazuję raczej na własnych doświadczeniach, intuicji.

W tym przypadku, a chodzi o moją 15 letnią córkę zupełnie nie mam pojęcia jak do niej dotrzeć. Jest jedynaczką, rozpieszczoną nieco przez babcie, dziadków, mamę, no i mnie przecież to moje oczko w głowie, chociaż od kilku lat nasze stosunki trochę oziębły.

Nie potrafię zaakceptować jej kłamstw, podpalania i podpijania, przekleństw, których używa tak swobodnie. Ale przede wszystkim dobija mnie jej brak chęci do nauki. Jest w drugiej klasie gimnazjum i zanosi się na to, że nie zda. W podstwowej same czerwone paski na świadectwach. A do tego jej przekonanie, że to nam zrobi na złość jak nie zda, jesteśmy "be" że w ogóle o tym wspominamy, ona wie przecież wszystko i sama sobie poradzi. Nic się przecież nie dzieje.

Ma ambicje, przynajmniej tak mówi czasami: "chciałabym zajmować się medycyną sądową, albo będę lekarzem". Tylko niestety to słomiany zapał jak do wszystkiego, o czym mówi i zapala się po minucie. Ja wiem, brak konsekwecji za swoje czyny, obowiązków żadnych i kupowanie wszystkiego, czego tylko zapragnie. Wiedziałem, że tak będzie i mówiłem o tym, ale nikt mnie słuchał, wręcz przeciwnie, pretensje żony, że tylko czepiam się córki, a ona przecież dorasta.

Jest bardzo podobna do mnie i wiem, że tylko kosekwentne postępowanie może przynieść skutki. Po wielu awanturach z żoną na ten temat zostałem zepchnięty na boczny tor. Moje zdanie w zasadzie przestało się liczyć.

Dziś mama odbiera komórkę za kolejny przekroczony kilkakrotnie rachunek, czy za karę, bo córka po raz kolejny nie wróciła na czas, napalona fajkami, po piwie, ale góra dwa dni i telefon wraca, bo wszystko miedzy nimi już jest ok. Ale tata nadal to "be".

Dziś awantura, przekleństwa rękoczyny za kolejne pałki, ale za dwa dni proszę bardzo możesz pojść na ten koncert, tata przyjedzie po ciebie wieczorem. Ja nie chcę jej karać fizycznie, choć jest chyba jedyną osobą, która potrafi mnie tak szybko zirytować do białego, ale takie postępowanie doprowadzi ją na dno, co obserwuję od kilku lat. Czasami myślę sobie, że gdyby żona sobie na jakieś wczasy pojechała, znalazłbym z córką wspólny język jestem o tym przekonany.

Jestem już tym zmęczony, załamany. Patrzę, jak moja córka stacza się, a ja nie potrafię znaleźć na to rady.

Często po awanturze, kiedy żona zostaje zwyzywana od najgorszych, a często jeszcze z grożbą: "jeszcze mnie popamiętasz", a repertuar słowny córki stoi na najwyższym poziomie, widzę, że ona również się załamuje, ale mimo to nie zmienia sposobu wychowania córki. Dziś się tłuką, jutro śmieją się pogodzone a najgorszy to ten stary, bo przytaknął mamie w czasie awantury, czy też nie wytrzymał i powiedział kilka słów prawdy. Czasami już nie chce mi się żyć, jestem tylko instrumentem do zarabiania pieniędzy. Moja żona natomiast jest nauczycielką, a nie potrafi dostrzec efektów swojego wychowywania we własnym domu.

Jeśli to możliwe to proszę o jakąś poradę.

odpowiada Ela Kalinowska, psycholog Ela Kalinowska, psycholog

Witam,
jeśli Pana sceptycyzm dotyczył możliwości otrzymania prostej recpty na uzdrowienie sytuacji w Pana domu, to był on jak najbardziej słuszny. To, co się dzieje z Pańską córką, nie jest efeketem jej złej woli czy złego charakteru, ale całego szeregu zjawisk zachodzących w Waszej rodzinie.

To, co robi Pana córka, jest typowym zachowaniem nastolatka wychowywanego "bez granic". Granice to jasne i rzeczowe informacje, co jest akceptowane a co nie.

Wiedza o tym jak należy sie zachowywać nie jest wrodzona, dziecko uczy się jej poprzez własne doświadczenie. Gdy mówimy do niego "nie rób tego" sygnalizujemu mu istnienie pewnej granicy, o której ono musi się dopiero przekonać przez własne doświadczenie. Dopiero doświadczenie mówi dziecku o tym, co to jest za granica i czego właściwie dotyczy. Jeżeli w odpowiedzi na przekroczenie granicy dziecko dostanie niespójne przekazy, czyli rodzic je ukarze a potem się z kary wycofa, albo jedno z rodziców pozwoli na coś, czego zabroniło drugie, wtedy pojawia się w dziecku potrzeba ponownego sprawdzenia tej sytuacji.

Czyli stawianie niejasnych granic powoduje, że dziecko będzie je wielokrotnie przekraczać, żeby lepiej zrozumieć, co można, a czego nie można w tego rodzaju sytuacji.

Brak jasnych granic wywołuje uczucie napiecia i niepokoju. Dziecko, choć właściwie może robić co chce, może się samo kierować, nie czuje się szczęśliwe, bo jego poczucie bezpieczeństwa ulega zachwianiu. Traci poczucie pewności, niebardzo wie, czym ma się kierować i co jest słuszne, a co nie. Musi wtedy znaleźć jakiś inny (niż sprzeczne komunikaty rodziców) wyznacznik dla swojego postępowania.

Dla nastolatków staje się nim grupa rówieśnicza i jej zasady. Tu są jasne normy i granice. Jak nie robisz tego czy tamtego, grupa Cię odrzuca.

Jeżeli Pana córka słyszy informację "nie wolno Ci przekraczać 30 zł miesięcznie na rozmowy telefoniczne" wie, że istnieje jakaś granica w rozmowach telefonicznych. To jest dla niej dość mglisty przekaz, zwłaszcza, że nie bardzo wiadomo, co będzie, jeśli tę kwotę przekroczy. Dla niej opłata za telefon jest dość abstrakcyjnym zjawiskiem - daleko bardziej abstrakcyjnym niż przyjemnność płynąca z nieograniczonej możliwości rozmowy z przyjaciółką. Więc, gdy będzie rozmawiać, przyjemność ta przysłoni wszelkie słowne nakazy rodziców.

Gdy córka przekroczy limit, mama odbiera jej komórkę - to dość naturalna konsekwencja "skoro nie umiesz kontrolować swoich rozmów to nie rozmawiaj", ale problem w tym, że jakby się konsekwentnie utrzymać w tej "karze", to dziecko nie będzie miało szansy nauczyć się tego, czego od niego wymagamy.

Warto zastanowić się w takiej sytuacji "czego chcę nauczyć moje dziecko" i jak mam ograniczyć (kreować) jego sytuację aby bardziej sprzyjała tej nauce. Może to być np. odbranie komórki na dwa dni a potem oddanie jej "na próbę" na tydzień i sprawdzenie po tygodniu, czy córce udało się utrzymać w określonym wcześniej limicie. Isotne jest to, żeby rodzic, rozpoczynając interwencję wychowawczą wiedział, jak ta nowa sytuacja ma wyglądać, co zrobi, gdy dziecku się uda, a co zrobi, gdy dziecku się nie uda.

W takim podejściu rodzic ogranicza sytuację dziecka nie dlatego, że "się wkurzył" i bierze odwet, tylko dlatego, żeby uprościc mu sytuację, tak aby potrafiło kierować swoim zachowaniem w dobry dla siebie sposób. Co jest "dobrym sposobem" decyduje rodzic, bo to rodzic dysponuje większą wiedzą,
doświadczeniem i wyobraźnią. Dziecko może się nie zgadzać z rodzicem, ale
to rodzic decyduje.

W tym momencie wychowanie Pana córki jest oparte głównie o emocje, jakie przeżywa mama (a prawdopodobnie również Pan) w związku z jej zachowaniem. Powodem do interwencji wychowawczej jest złość. Gdy rodzic czuje złość, wie, że ma interweniować, kary są odwetem za przykrość i frustrację rodzica.

Zachowanie dziecka odbieracie oboje Państwo bardzo osobiście. To, co robi córka jest dla Was przejawem jej złośliwości lub złej woli. To wzbudza bardzo silne emocje i w efekcie córka otrzymuje duże i nieprzmyślane kary.

Taki sposób wychowania kieruje jej uwagę raczej na Wasze emocje niż na to, co sama robi. Córka nauczyła się tego, że może robić co chce, byle rodzice się o tym nie dowiedzieli i "nie wkurzyli się". Lepiej więc utrzymywać różne rzeczy w tajemnicy i kłamać.

W jej świecie kłamstwo jest dobre, bo chroni ją przed niepotrzebnymi napięciami (awantura w domu). Niepotrzebnymi, bo te awantury i tak nic nie zmieniają. Ona wie, że mama pokrzyczy a potem przytuli i wszystko "wróci do normy", wie, że tata czasem pokrzyczy, ale potem się wycofa.

Często spotykam się z sytuacją, w której dziecko zachowuje się tak, jakby chciało, żeby rodzice się obudzili i zaczęli stawiać mu realne ograniczenia. Gdy rodzice zmieniają swoje zachowania, ono się buntuje i złosci, ale swoją sytuację w domu ocenia jako lepszą.

Dziecko w swoim zachowaniu kieruje się zasadą przyjemności - w tym momencie robię to, co sprawia większą przyjemność ("po co miałabym się wysilać, skoro nigdy się nie wysilałam i jest mi dobrze") - to nic szczególnego, wszyscy ludzie, gdy mogą sobie na to pozwolić, robią raczej to, co im sprawia przyjemność niż to, co wymaga wysiłku, a Pana córka może sobie na to pozwolić.

Aspiracje oczywiście ma. Przyjemniej jest wyobrażać sobie siebie na wyżynach społecznych niż na nizinach. Gdy się rozmyśla o przyszłości, można sobie wyobrażać siebie w różnych przyjemnych miejscach. Ona ma dopiero 15 lat i przyszłość to dla niej kraina wyobraźni.

Nastolatki raczej nie zadają sobie pytania, co mam zrobić teraz, żeby za 10 lat być w tej wymarzonej krainie. To przejście jest dla nich mało namacalne, zbyt dalekie, żeby się tym realnie i konsekwentnie zajmować.Ona się dopiero ma tego uczyć. Słomiany zapał jest normalny w jej wieku.

Jeśli rodzic chce wyrobić w dziecku wytrwałość, musi zadać sobie pytanie, jaką sytuację mam stworzyć, aby moje dziecko uczyło się wytrwałości, a nie karać za to, że jej nie ma.

O wychowaniu można by dużo mówić, dużo jest też dobrych książek, poradników pomagających rodzicom uporządkować to, co dzieje się z dzieckiem np. McKenzie - "Kiedy zabronić, kiedy pozwolić", Faber - "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci mówiły", Gordon - "Wychowanie bez porażek w praktyce", itp.

W Pana sytuacji jest jeszcze jeden ważny wątek (nie wiem, czy nie ważniejszy niż problemy z córką), to wątek Pana relacji z żoną. Wygląda jakbyście Państwo raczej ze sobą walczyli, niż współpracowali. Do tego w tę walkę włączona jest córka, na razie jest stronnikiem Pana żony. Oboje czujecie, że drugi rodzic przeszkadza bardziej niż pomaga. Pan jest w tej rodzinie jakby wyrzucony poza obręb (przynajmniej tak się Pan czuje), to powoduje u Pana silne emocje i duże poczucie dyskomfortu.

Takie napięcie między rodzicami zawsze odbijaja się negatywnie na dziecku, powodując róznego rodzaju zaburzenia.

Przypuszczam, że wdrożenie nowych zasad wychowania będzie dopiero możliwe, gdy wyjaśnicie i uporządkujecie swoją sytuację małżeńską. W tym nieocenioną pomocą może być wspólne spotkanie u terapeuty. Obecność trzeciej osoby pomaga w uruchomieniu innych, niż zazwyczaj, bardziej konstruktywnych sposobów komunikowania się i pozwala na wyjście z patowej sytuacji.

Serdecznie pozdrawiam -

Elżbieta Kalinowska


Zobacz także: Jak uzyskać profesjonalną pomoc psychologiczną on-line?

Inne porady