Forum dyskusyjne

Przeczytaj komentowaną wiadomość

zeznania prokrastynatora

Autor: prosty   Data: 2009-12-02, 01:32:32               

i to nie żarty... właśnie czeka na mnie kilka spraw... najpoważniejsze od wielu lat... Piszę o tym dla ignorantów takich jakim ja byłem do czasu przeczytania diagnozy prokrastynacji tak doskonale oddającej moje działania, moje metody, moje ucieczki, moje sposoby, moje wykręty, moje przyzwyczajenia - po prostu: moje życie.

I by uzmysłowić skalę zjawiska: straciłem materialnie kilkadziesiąt tysięcy złotych na przestrzeni kilkunastu ostatnich lat (bo zwykle było już za późno, a moje opóźnianie było moim wrogiem). Ile niewymiernie z powodu odkładania straciłem? Znacznie więcej. Także zdrowie (na razie może w niewielkim stopniu, ale to już potrafiło być i będzie bardzo bolesne - i wiem o tym, ale co z tego!? Jeszcze jeden powód by odłożyć to na później!) Wiem o tym wszystkim! Ale przecież to taki mały problem, tylko jeszcze jedna sprawa odłożona na jutro. A pojutrze za to wszystko można się zabrać. I tak ciągle od nowa. A sprawy z wczoraj leżą i leżą i ciążą, i ciągle dochodzą nowe. Ale przecież jakoś sobie radzę. Jakoś! Jednak ciągle coś przeszkadza, ale przecież tak jest wygodniej.

To że piszę o tym to może i też objaw tej choroby, bo rano muszę wstać, a odkładam nawet chodzenie spać (bo przecież jest tyle ciekawszych i wartościowych rzeczy, informacji, wiedzy, zadań) - a te podstawowe mogą poczekać.

I coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że nie umiem z tym żyć, zaczyna mnie to powoli wpędzać w depresję, na razie dobrze skrywaną, ale coraz bardziej przeszkadzającą mi, demotywującą, zniechęcającą, choć jeszcze mam wielką energię do działania ale nie w tych drobnych ważnych sprawach odkładanych na później... bo jak mawia moja matka: "tobie się zawsze wydaje, że masz czas".

Jestem prokrastynatorem i mam z tym ogromny problem. Chwilami? (do czasu zrealizowania odkładanej sprawy, który to moment mi sprawia wielką ulgę, ale by dojść do niego musi być już albo "źle" albo naprawdę bardzo późno, albo muszę zostać zmuszony... ile to nieprzespanych nocy mam z tego powodu za sobą... i co z tego, skoro ciągle powtarzam to samo). Przepraszam... od dzieciństwa! Od pierwszych poważniejszych obowiązków kiedy dałem na luz! Do dzisiaj nie zdawałem sobie sprawy, że ten problem ma swoją naukową nazwę i diagnozę tak doskonale oddającą mój alternatywny pęd do pracy i działania w zakresie "nie tego co trzeba" (a ile pozytywnych rzeczy dzięki temu powstało i ile zrobiłem zawalając inne sprawy... np. studia! Wiele kontaktów i pewnie biznesów w życiu zawodowym! I co z tego, skoro naprawdę strasznie mi trudno, wręcz nie potrafię działać inaczej - solidnie, terminowo, sprawnie w całości a nie tylko w 99%).


...ciekawe czy nie odłożę leczenia (jeśli uda mi się w ogóle znaleźć odpowiedniego terapeutę). Ale naprawdę cieszę się bo już wiem jak nazywa się zmora, która od wielu lat coraz bardziej mi przeszkadza i która z racji wygody, przyzwyczajenia, wymówek, rozpraszania, odkładania, zawalania - generuje w moim życiu coraz większe straty, kłopoty, kompromitacje (a wynikające z rzekomo tak niewinnych spraw).

To autentycznie koszmar dla powiedzmy inteligentnego, ambitnego, pracowitego, sprawnego i zdolnego młodego jeszcze człowieka :( a wszystko przecież takie proste: wystarczy robić rzeczy na czas, w pełni i zgodnie z priorytetami! I przecież znam odpowiedź! Ale codziennie przecież zakładam, że mogę zacząć poprawę od następnego dnia...

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku