Artykuł

Paweł Więckowski

Paweł Więckowski

Humanizm na rozdrożu. Głos w dyskusji do felietonu Izabelli Anny Zaremby


Według jednych źródłem filozofii jest zachwyt, a według innych - wątpliwości. Kiedyś zachwyciła mnie psychologia humanistyczna, ale dziś chciałbym się podzielić swoimi licznymi wątpliwościami. Uczynię to jako głos w dyskusji nad bardzo pięknym i humanistycznym tekstem o szczęściu Izabelli Zaremby. Główną jego myślą jest przeciwstawienie dwu dróg do szczęścia. Droga A to dążenie do bogactwa, władzy i seksu – i ta droga jest błędna. Droga B to rozwijanie cech ujętych w „dekalogu”, których posiadania umożliwia prowadzenie życia szczęśliwego w każdych okolicznościach („Są jednak ludzie, którzy niezależnie od warunków materialnych wiodą barwne życie, są otwarci na różnorodne doświadczenia, nieustannie, aż do śmierci uczą się i posiadają silne związki z innymi ludźmi.")

Oto podstawowe wątpliwości:

Czy drogi A i B muszą być rozłączne? Wydaje mi się, że można mieć cechy B, a następnie z sukcesem realizować się w działalności polityczno-biznesowej, czyli dążyć do celów A. Jacek Santorski, który od 10 lat zajmuje się edukowaniem biznesmenów, chyba właśnie taką kombinację chce promować.

Nie jestem pewien, czy alternatywa A i B (wszystko jedno, czy rozumiana rozłącznie czy nierozłącznie) wyczerpuje drogi do szczęścia. Wariant B to szczęście niemal idealne, a przecież ludzie dążą także do szczęścia mniej idealnego, codziennego, zwykłego - nazwijmy go wariantem C. Jedna z ostatnio wydanych książek naukowych o szczęściu sugeruje, że to zwykłe szczęście C zależy od trzech czynników: (a) kontaktów z ludźmi, (b) sukcesów w pracy i (c) ciekawych sposobów spędzania czasu wolnego. Mówiąc w skrócie – człowiek jest szczęśliwy, gdy żyje wśród życzliwych ludzi, w domu spotyka kogoś, z kim łączy go miłość, w pracy się nie nudzi i awansuje, a po pracy może przeżywać ekscytację i realizować swoje marzenia. Ważne dla szczęścia są zatem: miłość, twórcza aktywność, sukcesy, odpowiedni poziom stymulacji. I co istotne – szczęścia nie osiąga się w pojedynkę, na pustyni, czy tocząc wojnę ze wszystkimi wokół. Wbrew tym wszystkim, którzy uważają, że szczęście jest wynikiem pracy nad swoim wnętrzem (tak sądzili cynicy, stoicy, asceci i nauczyciele duchowi różnych religii), w tej koncepcji szczęście wymaga odpowiednio zorganizowanego społeczeństwa (bliski tego był Arystoteles) – bo szczęście zależy od udanego współdziałania z innymi (ktoś musi nas kochać, ktoś uśmiechnąć się na ulicy, ktoś musi docenić naszą pracę itd.). A więc jednak pomyślność jednostki leży (przynajmniej częściowo) w rękach polityków, którzy organizują życie wspólnoty.

Nie jest dla mnie oczywiste, czy wszystkie cechy postawy B są naprawdę konieczne. To są niewątpliwie bardzo humanistyczne ideały, ale obawiam się, że ludzie mniej humanistyczni –którzy nie skupiają się na teraźniejszości (bo wolą przyszłość) i chętnie rywalizują – też mogą czuć się świetnie.

I wreszcie sprawa podstawowa – czy postawy B można się nauczyć? Istnieje bardzo wiele argumentów, że ludzie szczęśliwi mają inna postawę wobec świata niż ludzie nieszczęśliwi, a także, że są to cechy wrodzone i nie da się ich zmienić przy pomocy żadnej terapii czy szkolenia. Mamy badania na bliźniakami jednojajowymi, adoptowanymi oraz wychowanymi osobno, które mają niemal identyczne charaktery. Kiedyś uważano (Freud), że nerwica jest wynikiem urazów i tłumionych emocji; dziś mamy zdefiniowaną w Wielkiej Piątce cechę „neurotyczność” (depresyjność, stany lękowe, niska samoocena), którą uważa się za silnie zdeterminowaną genetycznie. Wielu terapeutów zna pacjentów, którzy przez całe życie chodzą na terapię i „doskonalą swoją nerwicę”. Dawniej uważano, że jest to wyraz ich złej woli – że w głębi duszy nie chcą się naprawdę zmienić. Dziś sądzi się, że po prostu nie mogą się zmienić, bo neurotyczność jest cechą wrodzoną. Mamy też badania podłużne reprezentatywnych prób (w Polsce jest to tzw. „diagnoza społeczna” pod red. Czapińskiego i Panka), które pokazują, że poziom zadowolenia z życia jest różny u różnych ludzi, ale nie zmienia się w ciągu życia.

Przez stulecia filozofowie, a od połowy XX w. także psychologowie (np. Maslow, Fromm) formułowali strzeliste ideały doskonalenia „sztuki życia” i osobistego rozwoju. Jacek Santorski, który w swoim czasie też te ideały głosił, w ostatnich latach, wielokrotnie, choć niezbyt ostentacyjnie, się od nich odżegnywał, podkreślając rolę czynników wrodzonych. Człowiek silny, tryskający wrodzoną energią, potrafi nadać sens każdej swojej czynności, a człowiek neurotyczny załamuje się przy każdej przeciwności. Można go dopieścić w ramach terapii, ale po terapii wszystkie jego problemy powrócą z dawną siłą.

Te zastrzeżenia wskazuję, że w tradycyjnym, humanistycznym myśleniu o rozwoju człowieka dokonuje się prawdziwa rewolucja naukowa. Ciekawe jak przetrwa ją psychoterapia. W każdym razie producenci Prozacu już odtrąbili zwycięstwo i początek nowej ery.




Sonda

Czy jesteś szczęśliwy (-a)?



Opublikowano: 2005-03-30



Oceń artykuł:


Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Skomentuj artykuł