Artykuł

Anna Kaźmierczyk-Słomka

Anna Kaźmierczyk-Słomka

Terapia rodzin - dlaczego warto z niej korzystać?


Myślenie systemowe


Swoją przygodę z terapią rozpoczęłam pracując w społeczności terapeutycznej osób uzależnionych od substancji psychoaktywnych z zaburzeniami psychicznymi. W miarę jak zgłębiałam się w tematykę uzależnień, nurtowało mnie pytanie: dlaczego ta właśnie osoba uzależniła się od narkotyków, co spowodowało, że spróbowała i po spróbowaniu nie chciała, nie mogła poprzestać...? Byli to bardzo fajni ludzie, jak wytrzeźwieli można było zobaczyć inteligencję, wrażliwość, umiejętność życia w grupie, wchodzenia w relacje. Z pozoru nic im nie brakowało - do zdrowego, szczęśliwego życia. A jednak...

Wielu z nich wracało co jakiś czas na leczenie lub udawało się do innych placówek. Mam też pamięci kilku, którzy przegrali z nałogiem walkę o życie. Są to momentami dramatyczne wspomnienia. Dodam, że pracowaliśmy z ludźmi stosunkowo młodymi, średnio 20-latkami. Osoby uzależnione zwyczaj zanim trafią na leczenie do ośrodka zamkniętego, tkwią w problemie narkotykowym od wielu lat. Inicjacja przypada zwykle na wczesny okres dojrzewania.

Wielu pacjentów było zagadką, motywacje przez nich podawane dotyczące początków nałogu i prób wyjścia z niego zdawały się jałowe i niewystarczające.

W naszym ośrodku odbywały się raz w miesiącu spotkania z rodzicami. Wtedy pacjentów odwiedzali ich najbliżsi, rozmawiali z terapeutami, omawiane były sprawy techniczne, dotycząca życia w społeczności, panujących tu zasad. Pracowałam na dyżurze podczas jednego z dni odwiedzin. I wtedy przeżyłam coś na kształt "aha". Widząc niektórych rodziców, obserwując jak rozmawiają z dziećmi, lub sama z nimi rozmawiając, zaczęłam postrzegać pacjentów z innej perspektywy. Pomyślałam, że być może nie da się do końca pomóc tym ludziom bez odpowiedniego "przeterapeutyzowania" najbliższej rodziny. Od tej myśli do dzisiejszego doświadczenia terapeutycznego, minęło wiele lat i na szczęście wiele zmieniło się w moim myśleniu o pracy z rodzinami pacjentów. Wciąż się to myślenie zmienia a każda rodzina wnosi nową, inną perspektywę.

Trochę teorii systemów


Teoria systemów została zapoczątkowana w biologii przez Ludwiga von Bartalanffy?ego. Zakłada, że własności systemów są uniwersalne. Każdy system charakteryzują dwie podstawowe zasady. Pierwsza z nich to zasada ekwifinalności, która oznacza, iż wychodząc z różnych źródeł osiągnąć można te same cele. Druga to zasada ekwipotencjalności, mówiąca, iż przyczyny pochodzące z jednego źródła, spowodować mogą całkiem różne rezultaty. Wszystkie interakcje jakie odbywają się między ludźmi, mogą być traktowane jako pętle sprzężeń zwrotnych. Zachowanie jednej osoby wpływa na drugą, a jednocześnie ulega zmianie pod wpływem jej zachowania. System jest nierozerwalnie związany z otoczeniem, z którym nieustannie wchodzi w relacje. Współistnieje z innymi systemami. Każdy system określają jego granice wewnętrzne, czyli podsystemy oraz granice zewnętrzne, czyli to, co odróżnia i oddziela dany system od jego otoczenia. Wyznaczają go również tendencje do zmiany i do zachowania stałości.
Przyczynowość ma tu charakter cyrkularny, a nie liniowy. Oznacza to, iż każda, nawet najdrobniejsza zmiana w jednym podsystemie wpływa na pozostałe podsystemy. Rodzina jest samoregulującym się systemem, zaś każde zachowanie w rodzinie jest komunikacją.

Różnice pomiędzy terapią rodzin, a terapią indywidualną



Terapia rodzin adresowana jest do zaburzeń występujących u dzieci i młodzieży. Nie jest zarezerwowana tylko dla problemów dużego kalibru, jak anoreksja, czy wspomniane uzależnienia. Do terapii najczęściej zgłaszane są (oprócz zaburzeń związanych z jedzeniem) dzieci i młodzież prezentujący całe spektrum zaburzeń zachowania i emocji. Wymienię najczęstsze: niesubordynacja w domu czy w szkole, pogorszenie w nauce, nieodpowiednie towarzystwo, zachowania na granicy przestępczości, demoralizacja, eksperymentowanie ze środkami psychoaktywnymi, samookaleczenie się, podejrzenie o ADHD, zespół Aspergera, itd.

Zasadnicza kwestia, różnicująca podejście indywidualne od podejścia systemowego, odnosi się do podmiotu terapii. Nie jest nim ani sam pacjent, ani też sama jego rodzina. Oba podmioty są równoważne i wzajemnie wywierają na siebie wpływ. Także w kwestii powstawania zaburzenia jak i jego eliminowania. Z perspektywy osób zgłaszających się, problem tkwi w dziecku i zadaniem psychologa jest coś z nim zrobić, dotrzeć do niego, naprawić. Z perspektywy terapeuty - jest to problem rodzinny, w którym młody człowiek jest "identyfikowanym pacjentem" i przyprowadza rodzinę na terapię. Ta różnica między terapeutą a rodziną jest z jednej strony źródłem oporu, a z drugiej konieczną do wspólnego przebycia drogą, aby rozwiązać czy zminimalizować przeżywane przez rodzinę trudności. W terapii rodzin nie pracuje się z oporem, nie interpretuje się go klasycznie. Uznaje się jego istnienie jako źródło lęku przed zmianą, której ma dokonać rodzina. Bo jakaś zmiana dokonać się musi. Będzie ona albo rozwojowa, albo wzmacniająca objaw, usztywniająca. Zdaniem terapeuty jest zminimalizować lęk rodziny przed zmianą, pokazać pozytywy, szanse, potencjał.

Po co rodzina w terapii?


Pytanie, czy w proces zmian musi być zaangażowana cała rodzina? Problem ujawnia tylko jedna osoba, zmienić swoje postępowanie musi więc przede wszystkim rzeczony młody człowiek - po co więc rozmowy z rodzicami? Po co mieszanie dorosłych w sprawy psychologiczne?

Pewnie można pomóc "pacjentowi" w jakimś zakresie solo. Praktyka pokazuje, że częstokroć jest to pomoc niewystarczająca. Przywołując doświadczenia z pracy w ośrodku, można wyraźnie zobaczyć, jak ważną rolę odgrywa kontekst leczenia. Podczas pobytu w ośrodku, pacjent zostaje wyciągnięty - dosłownie - ze swojego środowiska naturalnego, jakim jest rodzina, na okres ok. 1-2 lat. Próbuje zmieniać się, zaczyna inaczej spostrzegać świat i siebie, pracuje nad sobą, po czasie wraca do domu, gdzie wszystko zaczyna się od początku. W wielkim procencie (szacunkowo około 60-70%), w końcu wraca do narkotyków. To jaskrawy przykład. Skupić się chcę na mniej wyraźnych ale doświadczanych w codziennej pracy terapeutycznej. Dziecko, młody człowiek przyprowadzony do psychologa, czuje się osądzone i skazane na chodzenie do "Pani (Pana) psycholog(-a)".

Rzadko młodzi ludzie widzą w tych wizytach możliwość zmiany swojego losu, nie mówiąc już o tym, iż uważają, że nie ma w nich nic do zmiany. Są zazwyczaj gniewni, zbuntowani, uparci, lub wyalienowani, nie chcą wchodzić w dialog. Obwiniają rodziców o swoje problemy, zarzucają im brak zrozumienia, wsparcia. Terapeuta może oczywiście próbować pracować nad negatywnym nastawieniem, docierać do zablokowanych emocji, budować zaufanie i przymierze terapeutyczne. Zawsze jednak po godzinie spędzonej u współczującej i cierpliwej pani, w miłej atmosferze, pacjent wraca do domu. Wyobraźni Czytelników pozostawiam, co się dzieje w rodzinach. Trudno jest utrzymać w sobie jakąś subiektywna zmianę, gdy dookoła wszystko jest tak, jak było. Kluczem do sukcesu więc może tu być zaangażowanie całej rodziny w proces zmian.

Jakie są z tego korzyści?

Na spotkaniach rodzinnych wszyscy wnoszą swoją perspektywę, czyli terapeuta słyszy już nie tylko opowieść pokrzywdzonego dziecka lub bezsilnej matki, ale także ojca, rodzeństwa. Wzbogaca więc wiedzę na temat możliwej genezy problemu. Widzi i czuje interakcje pomiędzy członkami rodziny. Najważniejsze jednak, że sami zainteresowani mogą przez dłuższą chwilę posłuchać siebie nawzajem, bez kłótni, emocji, oskarżeń. Oczywiście spokojna rozmowa nie wystarcza, aby terapia zadziałała i dokonały się zmiany. Daje natomiast możliwość zobaczenia i poczucia potencjału wypływającego ze wspólnej pracy nad danym problemem.

Teoria systemów, na której opiera się terapia rodzin mówi, iż zmiana jednego elementu pociąga za sobą zmianę następnych. Zmiany nie zachodzą przyczynowo-skutkowo, tylko są cyrkularne. Nie jest więc zadaniem terapeuty szukanie i wskazywanie winnego zaistniałej sytuacji. Rodzice głęboko tłumią i skrywają w sobie poczucie winy, obawiają się obwinienia ich za stan dziecka. Każdy rodzic popełnia błędy ale i odnosi sukcesy. W terapii rodzin objaw uznawany jest za wynik wielu sprzęgniętych za sobą czynników, nigdy za wynik świadomego lub nieświadomego działania rodzica czy rodziców.

Terapeuta widzi rodzinę tylko kilka godzin w miesiącu, mimo, iż jest fachowcem, ma doświadczanie itd., nie ma wiedzy o tym co się dzieje po wyjściu z gabinetu. Tylko rozmowa może przybliżyć go do odkrywania powodów trudności. Im ma więcej danych, tym dla niego lepiej, im więcej osób jest źródłem tych danych, tym korzystniej wpływa to na przebieg terapii.

Gdy udaje się wprowadzić zmianę, im więcej osób jest w nią zaangażowanych - tym będzie ona trwalsza, głębsza. Jeżeli jedna osoba zmieni swoje zachowanie, pozostali muszą się do niej dostosować. Mogą wzmacniać pozytywnie lub negatywnie. Zależy to od interpretacji nowego zachowania. Przykład: burkliwe, zamknięte w sobie dziecko, zaczyna miło odnosić się do mamy, pytać o jej samopoczucie itd. Reakcja mamy może być oczywiście wzmocnieniem pozytywnym: ucieszy się, odpowie otwartością, pochwali, przytuli itd. Ważna oprócz reakcji matki jest także rekcja pozostałych członków rodziny. Inny scenariusz, o wiele częstszy w rodzinach borykających się z trudnościami: "co on znowu kombinuje?, na pewno coś przeskrobał, albo coś chce... trzeba wzmóc czujność", pozostałe osoby, nie przywykłe do takich zachowań, mogą się śmiać. Przykład ten pokazuje, jaka trudna może być praca indywidualna z młodym człowiekiem. Gdy w procesie terapii bierze udział cała rodzina, można omówić na spotkaniu konieczność wprowadzenia przez dziecko takiego zachowania względem matki - ale równocześnie wprowadzenia zmian w reakcje pozostałych członków rodziny.

Pracując z rodziną, nie zapominamy, że to zachowanie konkretnego jej członka jest powodem terapii. Zajmujemy się tymi zachowaniami i ich przyczynami wnikliwe. Jednak przedstawiona powyżej perspektywa zaangażowania wszystkich osób daje zupełnie inne możliwości i terapeucie i całej rodzinie.

Prowadząc terapię z rodzinami, ciągle doświadczam, w jak bardzo różny sposób można przeżywać i rozumieć to samo zdarzenie. W trakcie spotkań, wiele razy byłam świadkiem wzruszeń, gdy ktoś pierwszy raz słyszał to, co jest "oczywiste". Bardzo często obserwuję konsternację, zdziwienie, gdy członkowie rodziny mówią o motywacji do danego zachowania, wypowiedzi czy postawy. W procesie terapii najbliżsi sami siebie zaskakują, odkrywają nawzajem swoje inne, nowe twarze. Bywają oczywiście chwile trudne, często płyną łzy. Konfrontacja ukrytych - w przekonaniu pacjentów - przekonań, z ich wpływem na pozostałe osoby, bywa bolesna. Jak w każdego rodzaju terapii, w bólu rodzi się to, co wartościowe.

Podjęcie terapii rodzinnej w miejsce odesłania "problemowego dzieciaka" do psychologa, mimo, iż wymaga zaangażowania czasu, energii i postawy otwartości od wielu osób, może przynieść zaskakująco pozytywne rezultaty. Wbrew wciąż powszechnym i obiegowym opiniom, że pomagać należy dziecku, polecam drogę trudniejszą ale fascynującą i efektywniejszą.



    Autorka jest psychologiem, certyfikowaną psychoterapeutką Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, specjalistką terapii rodzin. Od 10 lat pracuje z ludźmi, pomagając im w wielu różnych problemach i trudnościach.

    Zobacz także: www.psycholog-gliwice.com/.



Bibliografia


  • (red.) B. de Barbaro, "Wprowadzenie do systemowego rozumienia rodziny" ,Kraków 1997, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.




Opublikowano: 2012-02-25



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu