Porady psychologiczne

Jak mogę się zbliżyć do żony, żeby jej zaczęło zależeć na nas?

Pani Elu,

proszę o pomoc w ratowaniu mojego małżeństwa. W zeszłym roku wzięliśmy ślub, a przed ślubem mieszkaliśmy około roku, raz bywało lepiej raz gorzej. Jak bywały jakieś kłótnie, to żona zawsze mówiła, że ja mam się zmienić, według mnie zawsze trzeba szukać kompromisu, ja trochę się zmieniłem na lepsze, mniej się kłóciliśmy, ale ona nieraz szukała powodu do kłótni.

Ostatnio wyznała mi, że mnie nie kocha i chce odejść, błagałem ją litrami łzy wylałem, żeby dała nam szansę, powiedziała, że zostanie do czerwca, aż nasz syn skończy zerówkę i że się wyprowadzi do rodzinnej miejscowości, która dzieli nas 140 km. Postanowiłem przez te pół roku starać się o mojej ukochanej uczucia, że będę robił wszystko, żeby było lepiej, ale ona jest nieugięta. Wiem, że ten pierwszy okres będzie dla mnie bardzo ciężki i trudny psychicznie na ignorowanie moich starań. Jak Pani myśli, jak mógłbym, jakimi krokami dotrzeć do jej wnętrza, żeby zaczęła mnie kochać i zbliżyć, jak to zrobić. Też mam duże wsparcie od jej siostry, która mnie wspiera i podtrzymuje na duchu i tez ma nadzieje, że wszystko się ułoży. Proszę o pomoc i radę

Wydaje mi się, że żona mnie kocha tylko sama siebie oszukuje, że mnie nie kocha. Ja ją bardzo kocham i uwielbiam, bo jest bardzo atrakcyjną i mądrą Kobietą, mi się wydaje, że żona myśli, że ja jestem zazdrosny o to, że jest bardzo atrakcyjna, że mogłaby mieć każdego, tylko ona mi bez przerwy wmawia, że ją kontroluję, że jej pilnuję jak psa, ale wcale tak nie jest. Zdrada jest wykluczona, że ma kogoś. Ale dla mnie jest sens ratowania naszego związku. Ja nie mam przed żoną sekretów, o wszystkim jej mówię, ale żona nie mówi mi o wszystkim, tak mi się wydaje. Jesteśmy młodym małżeństwem i całe życie przed nami, wiele marzeń to co planowaliśmy naszą przyszłość. Podobno dużo młodych par przechodzi kryzysy małżeńskie. Jak mogę się zbliżyć do żony, jak psychologicznie podejść do żony, żeby wiedziała, że bardzo mi zależy i żeby jej zaczęło zależeć na nas?

Jesteśmy parą od dwóch lat, na początku było pięknie, ona była panną z dzieckiem, zaakceptowałem małego jak swojego syna, ma on 6 lat. Jak na jedynaka był strasznie rozpuszczony jak zamieszkaliśmy razem dawał nam się we znaki. Na początku żonie nie podobało się, że jestem taki surowy, ale pomogło, po ślubie dałem małemu swoje nazwisko. Później zaczęło się robić coś niedobrego, zaczęły się kłótnie z byle powodu, każdy chciał postawić na swoim, zawsze wyglądało tak samo. Żona zawsze mówiła, że ja mam się zmienić, tylko ja, że jej winy nie m,a że ona jest w porządku, póżniej zaczęła, że bez przerwy ją kontroluję i że jestem zazdrosny, przecież każdy jest zazdrosny, ale w miarę rozsądku, kłotnie zazwyczaj były o to, że jestem zazdrosny, albo że jestem za surowy, co małemu zwróciłem uwagę, to zawsze negowała i dawała mu do zrozumienia, że nie mam nic do gadania.

Ostatnio zaczęła mnie unikać, nie chciała się całować i współżyć, myślałem, że ma jakieś problemy, że jej to wszystko przejdzie. Ostatnio mi oznajmiła, że mnie nie kocha i że odejdzie w czerwcu, jak małemu skończy się rok szkolny i wyprowadza się to swojej rodzinnej miejscowości, która jest oddalona 140 km, że mam się do niej nie zbliżać, że jedynie możemy dostać przyjaciółmi, że jak będę chciał, to mogę ją odwiedzać i małego. A mi bardzo zależy, żeby przed te pól roku odbudować nas związek i jej uczucie do mnie, sam widzę, że jest teraz ciek,o staram się być lepszy bardziej romantyczny, na razie mnie ignoruje ale ja myślę, że żona w głębi serca mnie kocha. Ale z punktu psychologicznego, jak mógłbym dotrzeć do upartej osoby, żeby chciała spróbować ratować małżeństwo, która mówi, że nie mam się starać, że tak nic nie będzie z tego.

Pozdrawiam –

Mariusz

odpowiada Ela Kalinowska, psycholog Ela Kalinowska, psycholog

Panie Mariuszu,

Chciałby Pan, żeby żona na powrót zaczęła Pana kochać i zechciała ratować Wasze małżeństwo.

Czy to są realne pragnienia, trudno powiedzieć. Istnieje możliwość, że Pan bardzo się zaangażuje w to, aby przekonać żonę, ale i tak nic z tego nie wyjdzie. Z drugiej strony, jak Pan nie spróbuje, to Pan się nie dowie, czy jest to możliwe. Ratując rozpadający się związek trzeba zaryzykować, podjąć trud zmiany, bez gwarancji, że to da pożądany efekt.

W związku jest tak, że trudno oddzielić, co jest czyją winą i kto bardziej przyczynia się do rozpadu. Każda z osób reaguje na to, co robi druga i powstają takie zależności, w których zawsze można pokazać, że gdyby nie on, czy ona, to by takiego zachowania nie było.
Np. gdyby on był bardziej czuły, ona byłaby milsza, ale on jest oschły, ponieważ ona „gdera”, a ona gdera, bo on jest taki i koło się zamyka.

Zmiana zachowania jednej osoby w związku, niejako wymusza zmianę tej drugiej. Związek się zaczyna zmieniać, kiedy przynajmniej jedna osoba się zmienia. Choć nie zawsze te zmiany idą w oczekiwanym i pożądanym kierunku.

Pan pisze „kłótnie z byle powodu, każdy chciał postawić na swoim”. Tak jest często, małżonkowie „okopują się” na swoich pozycjach i walczą. Aby coś się zmieniło, ktoś musi wyjść z „okopu” i wyciągnąć rękę.

Problem polega na tym, że żadna ze stron nie chce zaryzykować pierwsza. Bardzo często słyszę, że dobrze, że oboje są gotowi na zmiany, ale niech to drugie zacznie. Osoba, która pierwsza decyduje się wyciągnąć rękę, przeżywa lęk związany z tym, że może to być swego rodzaju wzięciem winy na siebie, że jej dobra wola zostanie odrzucona.

Gdy wyciągamy do kogoś rękę, stwarzamy warunki do pogodzenia się, ale nie mamy gwarancji, że druga strona zechce z tej szansy skorzystać. Czasem tak się zdarza, że ktoś postanawia się zmienić, aby utrzymać związek, a ten i tak się rozpada. Z drugiej strony, tak jak już powiedziałam bez tego ryzyka nie ma szans na polepszenie sytuacji w związku.

To jak Pan opisuje tę sytuację jest dobrym przykładem na to, jak się oboje okopujecie na swoich pozycjach.

Ona: Kontrolujesz mnie na każdym kroku, jesteś zazdrosny, jesteś zbyt surowy, ja jestem w porządku (jestem lepsza od ciebie).
Pan: Nie raz szukałaś okazji do kłótni, nie kontroluję Cię, jestem zazdrosny w miarę rozsądku, negujesz to, co mówię do małego, jesteś uparta, ja się trochę zmieniłem a ty nie (jestem lepszy od ciebie).

Oboje Państwo udowadniacie, ze wina leży po drugiej stronie. Pan, co prawda deklaruję chęć „podziału winy” ("oboje jesteśmy winni"), ale gdy Pan opisuje tę sytuację, to raczej przyjmuje Pan w niej rolę skrzywdzonego, czy niesłusznie źle potraktowanego.

Skoro Pan chce przekonać żonę, że jest sens być dalej razem, to, po Pana stronie jest wyciągnięcie ręki i przerwanie błędnego koła wzajemnego obwiniania. Ona chce to przerwać, rozstając się, więc trudno liczyć na to, że będzie chciała wysłuchać Pana argumentacji, że ona tez jest winna.

To, co Pan może zrobić to skierować swoją uwagę na siebie i rozpoznać, co takiego w Pana zachowaniu i Pana reakcjach jest tym, co ten związek niszczy. Czyli, skoro Pan uważa, że wina leży po obu stronach, to należałoby się zająć tą swoją. Zacząć naprawiać siebie w tym związku (a nie żonę).

Żona powiedziała Panu, co jej przeszkadza – kontrola, zazdrość, surowość. To są kierunki poszukiwań odnośnie tego, co można zmienić w sobie, aby żona chciała zostać z Panem. Trudno powiedzieć jak by ta zmiana miała konkretnie wyglądać, bo niewiele Pan pisze o sobie i swoich zachowaniach, o swoim udziale w to, jak ten związek wygląda. Ale to są ważne dla żony obszary.

Pisze Pan, ze stara się być bardziej romantyczny – nie wiem, na czym to polega i czy to jest właśnie to, o co chodzi żonie, czego jej brakowało. Jeśli doskwiera jej Pana surowość, to romantyzm w postaci bukietu kwiatów może nie być tym, co ją przekona.

Jeśliby Pan zaczął się zmieniać w wymienionych przez żonę obszarach, należałoby spodziewać się, że minie trochę czasu, zanim by żona potraktuje tę zmianę poważnie i uwierzy, że jest trwała. Gdy to się stanie, gdy to zauważy jako coś, co jest naprawdę, to może wtedy zastanowi się nad tym, czy zostać czy nie.

Może być też tak, że żona nie będzie chciała zostać z Panem nawet, jeśli Pan zmieni się. Może być tak, że to, co ona podaje jako powód rozstania, nie jest jedynym powodem lub już nie chce więcej próbować i przekonywać się, że jesteście w stanie być szczęśliwi razem.
To, co można zrobić, to dać szansę związkowi przez zmianę samego siebie i zaprzestanie obwiniania drugiej strony, ale czy ta druga strona szansę wykorzysta - tego nie wiadomo.

Pozdrawiam –

Elżbieta Kalinowska


Zobacz także: Jak uzyskać profesjonalną pomoc psychologiczną on-line?

Inne porady