Porady psychologiczne

Co mogłabym zrobić, żeby uratować nasze małżeństwo?

Historia pewnie jak wiele innych, ale dla mnie to dramat. Mam 27 lat i od 7 lat jestem w związku. Mój partner bardzo mnie kochał, można nawet bez przesady powiedzieć, że szaleńczo. Ja zawsze miałam jakieś "ale", zachowywałam się jak księżniczka. Niestety doszłam do tego dopiero teraz. :-(

Mamy 2 miesięczną córeczkę - oczko w głowie, chciane i planowane dziecko. Gdy byłam w 6 m-cu ciąży nagle okazało się, że ona jest zagrożona i muszę bezwzględnie leżeć. To było dla mnie straszne, ponieważ jestem osobą niezwykle aktywną. Partner bardzo dużo pracuje, co nagle zaczęło mnie denerwować (wcześniej tez pracowałam po 12-14 godzin, więc nie zauważałam problemu).

Stres związany z zagrożeniem ciąży, bezczynność i zamiana wyglądu (zawsze bardzo dbałam o siebie i nie akceptowałam wyglądu, gdy byłam w ciąży) sprawił, że zaczęłam się denerwować, awanturować. Jako, że potrzebowałam opieki, pojechałam do rodziców. Po 10 dniach on przyjechał i powiedział, że coś w nim pękło, że mnie już nie kocha.

Oczywiście zapewnił, że czuje się odpowiedzialny i niczego mi nie zabraknie. Niczego prócz uczucia, a tego potrzebowałam najbardziej.

Niestety. Mieszkamy na razie razem, normalnie rozmawiamy, nie kłócimy się, ale ja już prawie odchodzę od zmysłów. Bardzo go kocham, tym bardziej, że teraz zdałam sobie sprawę, co straciłam. Chciałabym mieć normalną rodzinę, chciałabym, żeby mnie znów pokochał i żeby córeczka wychowywała się z mamą i tatą. Niestety, kiedy proszę o drugą szansę, on mówi, że nie da rady, że nic już poza sympatią do mnie nie czuje.

Płaczę po nocach, boję się, że zaniedbuję dziecko, bo przecież powinnam być radosna i szczęśliwa, a nie potrafię. Chcę się zapisać na terapię do poradni rodzinnej (na razie sama), ale może Pani również mi coś poradzi.

Czy jest sens próbować? Czy moje starania coś dadzą? A może się źle za to zabieram? Czy powinnam się wyprowadzić?

Proszę o jakąkolwiek pomoc, co mogłabym zrobić, żeby uratować nasze małżeństwo?

Kasia

odpowiada Ela Kalinowska, psycholog Ela Kalinowska, psycholog

Pani Kasiu,

To bardzo smutna historia, wyobrażam sobie, że jest Pani naprawdę trudno, z maleńkim dzieckiem, z nowymi obowiązkami i niepewnością, co dalej z Pani związkiem...

Myślę, że to naprawdę świetny pomysł, aby wybrać się do poradni. Nie wiem czy chce Pani tam iść sama, bo mąż zdecydowanie nie chce, czy też Pani z nim o tym nie rozmawiała. Myślę, że na pewno warto z nim porozmawiać i powiedzieć mu o takim pomyśle. Z tego, co Pani pisze mąż robi wiele takich rzeczy, które pokazują, że zależy mu na tym związku. Czuje się odpowiedzialny, jest dalej z Wami, rozmawiacie, a nie kłócicie się - tu widać jego współpracę. Być może zgodziłby się pójść do poradni. Ale jeżeli z jakiś powodów nie będzie chciał czy mógł, na pewno warto wybrać się tam samej. Zazwyczaj jest tak, że zmiana jednej osobny w związku, pociąga za sobą szereg zmian u partnera.

Warto pójść jeszcze z tego powodu, że Pani ma w sobie gotowość do zmiany - widzi Pani jakie własne zachowania szkodzą w związku. Moim zdaniem to jest dobry moment.

Pani Kasiu, co musiałoby się zmienić w Pani życiu, aby mogła Pani powiedzieć, że jest trochę lepiej? Co by musiało się stać?

Bardzo Pani chce, aby mąż Panią kochał - poczym Pani pozna, że on kocha? Co takiego zmieni się wtedy w Pani? Co zmieni się w Pani stosunku do dziecka?

Pani Kasiu, mam takie wrażenie, że słowa są dla Pani bardzo ważne, ale czasami bardzo trudno ująć w słowa to, co się czuje, zwłaszcza, jeżeli mówi się w sytuacji kryzysowej. Trudno tez powiedzieć na ile stany, o których mówi dany człowiek, są trwałe, a na ile zależą od emocji w tej właśnie chwili. Dlatego zachęcałabym Panią do przyjęcia tego, co mówi mąż jako wyraz pewnego zagubienia w sytuacji kryzysu i nie rozwijanie tego tematu w rozmowie - poważne rozmowy mogą zrobić czasem więcej zamieszania niż porządku.

Zachęcam do skupienia się na tym, co jest w tym momencie dobrego między Wami, choćby to było bardzo mało. Proszę zwrócić uwagę, że to, co Pani uważa za swój błąd to: "Ja zawsze miałam jakieś "ale", zachowywałam się jak księżniczka".

Skoro to źle działa, jak można to zmienić? Co należałoby zrobić zamiast poszukiwania "ale" i zachowywania się jak księżniczka? W jaki sposób mogłaby Pani doceniać to, co Pani otrzymuje od męża teraz, żeby za kilka miesięcy znowu nie płakać, że docenia się coś, czego już nie ma?

Serdecznie pozdrawiam -

Ela Kalinowska


Byłam dzisiaj u pani psycholog. Mąż niestety nie może ze mną chodzić, ponieważ pracuje 12h. I nie ma czasu. Ja będę chodziła raz w tygodniu. Pyta Pani:

    Pani Kasiu, co musiałoby się zmienić w Pani życiu, aby mogła Pani powiedzieć, że jest trochę lepiej? Co by musiało się stać?
    Bardzo Pani chce aby mąż Panią kochał - poczym Pani pozna, że on kocha? Co takiego zmieni się wtedy w Pani? Co zmieni się w Pani stosunku do dziecka?

Zacznę od końca:
W stosunku do dziecka chyba nic się nie zmieni. Miałam co prawda okres buntu, bardzo się teraz tego wstydzę, ale myślałam, że bez mojej kochanej córeczki byłoby mi łatwiej. Myślałam, że mogłabym po prostu odejść, zapomnieć. Teraz zdałam sobie sprawę, że nie ma dla mnie niczego ważniejszego od niej.

Po czym poznam, że mąż mnie kocha? Będę go mogła pocałować (również tego unika), chodzić za rękę ma spacery, przytulić się, kochać. Będziemy się do siebie uśmiechać, patrzeć w oczy. Myślę, że sam mi to powie - to nigdy nie było dla niego problemem i często mi to powtarzał.

Co mogłoby się zmienić w moim życiu? Właściwie niczego mi nie brakuje (przynajmniej fizycznie), ale potrzebuję trochę czułości, chcę się czuć potrzebna mężowi.

Co wtedy się we mnie zmieni? Będę się czuła pewnie, będę mogła znowu cieszyć się z życia. Teraz są takie chwile (gdy jestem zmęczona, Ola płacze), że odechciewa mi się wszystkiego, czuję się jakaś taka pusta, płaczę ale właściwie nie potrafię podać powodu. Mam nadzieję, że to minie, gdy będę mogła się przytulić i poczuć kochana.
    Skoro to źle działa, jak można to zmienić? Co należałoby zrobić zamiast poszukiwania "ale" i zachowywania się jak księżniczka? W jaki sposób mogłaby Pani doceniać to, co Pani otrzymuje od męża teraz, żeby za kilka miesięcy znowu nie płakać, że docenia się coś czego już nie ma?

Staram się teraz doceniać to, co dla mnie robi, zawsze mu za to dziękuję. Wcześniej nawet jak coś zauważyłam dobrego, to nigdy go za to nie chwaliłam, tylko szukałam tego, co było źle zrobione. Nie marudzę, że znowu nie wyrzucił śmieci (tylko wystawiam worek za drzwi), jest strasznym bałaganiarzem, ale po prostu chodzę i zbieram po nim te jego rozrzucone skarpetki i brudne talerzyki. Pytam go o pracę i o to, co robi. Nie denerwuję się, gdy się spóźnia (taką ma pracę).

W ten weekend byliśmy razem z Anią u znajomych (dwa dni), czy można to uznać za dobry znak? Skoro chce gdzieś jeszcze ze mną jeździć to chyba dobrze?

Bardzo dziękuję za podtrzymanie na duchu i ostrzeżenie przed "poważnymi rozmowami".

Pozdrawiam

Kasia



Witam serdecznie,

Cieszę się, że chodzi Pani do psychologa, to daje szanse na poukładanie sobie wielu rzeczy - mam nadzieję, że psychoterapia okaże się pomocna.

Pisze Pani:
    Co mogłoby się zmienić w moim życiu? Właściwie niczego mi nie brakuje (przynajmniej fizycznie), ale potrzebuję trochę czułości, chcę się czuć potrzebna mężowi.
    Co wtedy się we mnie zmieni?
    Będę się czuła pewnie, będę mogła znowu cieszyć się z życia. Teraz są takie chwile (gdy jestem zmęczona, Ola płacze), że odechciewa mi się wszystkiego, czuję się jakaś taka pusta, płaczę ale właściwie nie potrafię podać powodu. Mam nadzieję, że to minie gdy będę mogła się przytulić i poczuć kochana.

To zmęczenie jest oczywiste przy małym dziecku. Małe dziecko stawia świat dorosłych na głowie. Pierwsze trzy miesiące są niezwykle obciążające - nocne pobudki, ciągłe zaangażowanie, nic nie można zaplanować, wiele czynności przerywa konieczność zajęcia się dzieckiem. Płacz "bez powodu" jest zupełnie zrozumiały - pozwala odpuścić trochę nagromadzonych emocji.

Mówi Pani, że poczuje się Pani lepiej, gdy będzie mogła przytulić się do męża. Po czym Pani pozna, że może się przytulić? Co będzie sygnałem, który da Pani odwagę do przytulenia się? W jakiej sytuacji będzie to możliwe?

Pisze Pani:
    Staram się teraz doceniać to, co dla mnie robi, zawsze mu za to dziękuję. Wcześniej nawet jak coś zauważyłam dobrego, to nigdy go za to nie chwaliłam, tylko szukałam tego co było źle zrobione. Nie marudzę, że znowu nie wyrzucił śmieci (tylko wystawiam worek za drzwi), jest strasznym bałaganiarzem, ale po prostu chodzę i zbieram po nim te jego rozrzucone skarpetki i brudne talerzyki. Pytam go o pracę i o to co robi. Nie denerwuję się gdy się spóźnia (taką ma pracę).

Pani Kasiu, w tym krótkim akapicie powiedziała mi Pani o wielu rzeczach, które mąż robi "nie tak"... :-)
A co on robi takiego, co sprawia, że Pani chce z nim być? Co jest wartościowego, co Pani lubi w nim?

Każdy człowiek ma swoje wady, to, co nas denerwuje i coś, za co można go docenić i kochać. Można mocno skupić się na wadach, a można patrzeć na to, co dobre. Nie chodzi o to żeby udawać, że wad nie ma, tylko o świadome kierowanie swoją uwagą. To, co Pani napisała jest dokładnie tym samym, co uznała Pani za swój błąd (zawsze miałam jakieś "ale").

Skupia się Pani na negatywach: nie wyrzuca śmieci, bałagani, spóźnia się. Pisze Pani, co prawda o tych wadach w kontekście ukrywania swojego niezadowolenia przed mężem. Robi Pani różne rzeczy, aby on nie odczuł, że to Pani przeszkadza. Szczerze mówiąc z lekkim niepokojem czytam o tym, bo jest to sposób na zebranie bardzo wielkiego napięcia w sobie. Pani widzi porozrzucane skarpetki, ale bardzo się stara, żeby nie pokazać, jak bardzo to Pani przeszkadza. Obawiam się, że to nie jest dobra metoda.

Zachęcam Panią do popatrzenia, co w mężu jest zachwycającego, godnego miłości (mimo skarpetek i bałaganu, jaki robi)? Po czym Pani mąż pozna, że Pani go kocha?

Serdecznie pozdrawiam -

Ela Kalinowska


Może zacznę od tego, że dzisiaj mąż przyszedł do domu i pokazał mi w gazecie ogłoszenia o sprzedaży mieszkań. Zapytałam, czy na pewno chce, żebym się wyprowadziła. Powiedział, że nie chce, ale boi się, że będziemy się kłócić i ucierpi na tym Ola. Już sama nie wiem, co o tym myśleć. Czy jest sens go na siłę "uszczęśliwiać"? Jak zobaczył, że mi jest przykro, po tym co powiedział, zaczął mnie głaskać po głowie, żeby mnie uspokoić. Co to mogło oznaczać? Że mu mnie żal, że przeprasza za to, co czuje. Nie mam pojęcia jak odbierać jego zachowanie.

Pokochałam męża po dwóch latach naszej znajomości. Przez te dwa lata on był zakochany we mnie po uszy, a ja go tylko lubiłam. Wiedział o tym, jednak był wytrwały. Przetrwał nawet moje zauroczenia innymi mężczyznami. Któregoś dnia jak zwykle coś tam nawaliłam (bywało, że się z nim umawiałam i zapominałam o spotkaniach itp.) Szłam do niego jak na ścięcie. Byłam pewna, że usłyszę, co on o tym myśli, a tym czasem był bardzo miły. I tego dnia nagle zrozumiałam, że go kocham, chociaż jeszcze kilka godzin wcześniej nawet mi to do głowy nie przyszło.

Ujął mnie tym, że zawsze o mnie dbał, że umiał ciekawie opowiadać, wszystko go interesowało, jest bardzo oczytany (oboje uwielbiamy czytać), był opiekuńczy, czuły, zależało mu na tym, żebym była szczęśliwa. Poza tym oboje mamy ten sam zawód i lubimy razem pracować. Nie miałam wątpliwości, że ulokowałam uczucia w człowieku bardzo odpowiedzialnym i takim, z którym chcę się zestarzeć. Wiedziałam, że decydując się na dziecko z nim będę mogła liczyć na pomoc, a Ola będzie miała najlepszego tatę pod słońcem. Do głowy mi nie przyszło, że może to się załamać i to w takim momencie. To raczej ja zawsze byłam lekkoduchem, traktowałam życie jak wielką przygodę i szybciej bym się spodziewała, że mi "przejdzie" niż jemu. Był dla mnie opoką, czymś, co się nie zmienia, człowiekiem, na którym mogłam zawsze polegać. Poza tym, co tu ukrywać - podobało mi się, że jest taki we mnie wpatrzony, że dla niego jestem najpiękniejsza i jedyna. Wiem, że to egoistyczne, ale kochałam go też za to, że on mnie tak bardzo kochał.

Skąd będę wiedziała, że mogę się przytulić?

Obecnie śpimy w osobnych pokojach. Czasem w nocy jak nakarmię Olę, idę do niego i kładę się koło niego w łóżku. Mąż śpi na nieotworzonej kanapie, więc miejsca jest niewiele, ale zawsze trochę przesuwa się i przytula mnie do siebie. Nie chce mnie tylko pocałować. Już wiele razy próbowałam, jeszcze jak byłam w ciąży, ale zawsze się uchylał. Jeżeli zechce mnie pocałować to już będę pewna, że jest dobrze. A skąd będę wiedziała, że chce? Nie mam pojęcia, myślę, że gdyby czuł taką potrzebę to po prostu by to zrobił.

Cały czas zastanawiam się czy dobrze robię, że tak mu się narzucam. Może byłby szczęśliwszy gdybym się po prostu wyprowadziła i dała mu spokój? Tylko jakbym się poddała bez walki, to chyba do końca życia zastanawiałabym się czy nie zrezygnowałam za wcześnie, wyrzucałabym sobie, że mogłam zrobić coś jeszcze żeby ratować swoją rodzinę.

Proszę poradzić mi jak z nim rozmawiać, o co pytać? Czy udawać, że nic się nie dzieje i opowiadać o dziecku i pogodzie, czy może znaleźć jakiś inny temat?

Pozdrawiam

Kasia



Pani Kasiu,

Pyta Pani: "Czy jest sens go na siłę "uszczęśliwiać... narzucać się".

Warto sobie w tym miejscu odpowiedzieć jaki jest Pani cel - co Pani chce osiągnąć? Czy Pani chce sprawić aby mąż czuł się dobrze i komfortowo czy Pani chce ratować swoje małżeństwo. Małżeństwo to zobowiązanie, które ludzie przyjmują na siebie składając przysięgę małżeńską. To jest nastawienie na to, żeby kryzysy i trudności rozwiązywać w taki sposób, aby małżeństwo mogło trwać. To zobowiązanie dotyczy obu stron w jednakowym stopniu - oboje składają przysięgę. Nie jest niczym niestosownym, że żona dąży do bliskości z mężem, nawet, gdy ten do końca nie wie, czego by chciał.

O "narzucaniu się" można mówić, gdy uznaje się, że to ta druga strona powinna być aktywna, że na niej spoczywa przywilej czy obowiązek aktywności. Małżeństwo nie jest zdobywaniem przez rycerza księżniczki uwięzionej na wieży. Ono bardziej przypomina sytuację, gdy oboje są w tej wieży i decydują, co dalej.

Moim zdaniem dobrze Pani robi szukając bliskości z mężem. Chce Pani tę bliskość odbudować i delikatnie małymi krokami Pani to robi. Jestem ciekawa, co się zmienia, gdy Pani odwiedza swojego męża i przytula się do niego? Jak się Pani potem czuje? W jaki sposób to wpływa na męża?

Zadaje mi Pani pytania, które powinny być raczej skierowane do męża. Ja mogę tylko wymyślać interpretacje tego, co oznaczają jego zachowania - on wie lepiej ode mnie. Może Pani go zapytać. Jeśli pytanie będzie zadane "nieinwazyjnie" może Pani otrzyma odpowiedź. Może się tez zdarzyć, że tej odpowiedzi nie będzie, bo mąż np. nie będzie wiedział, co odpowiedzieć, może się sam pogubił w tym, co czuje i czego chce - w takiej sytuacji nie warto "naciskać" tylko poczekać.

Pozdrawiam -
Ela Kalinowska


Pyta Pani:
    Jestem ciekawa co się zmienia gdy Pani odwiedza swojego męża i przytula się do niego? Jak się Pani potem czuje? W jaki sposób to wpływa na męża?

Co czuję? Jestem zrelaksowana, spokojna, szczęśliwa. Następnego dnia wszystko mi się udaje, świat jest bardziej kolorowy, a kłopoty mniejsze.

Co czuje mój mąż? - nie wiem, trudno mi go zrozumieć.

Wczoraj w nocy dużo rozmawialiśmy. Powiedział, że chce żebym się wyprowadziła, bo za jakiś czas znowu będziemy się kłócić. Na nic się nie zdało moje tłumaczenie, że zrozumiałam parę rzeczy, że chcę się zmienić i widzę, co mogłabym zmienić.

Powiedział, że kilka razy próbował wyciągnąć do mnie rękę, ale ja go odepchnęłam - gdybym tylko zdawała sobie z tego sprawę! Teraz dopiero wiem jak bardzo nie umieliśmy się dogadać - niby chcieliśmy tego samego, a wychodziło coś zupełnie przeciwnego.

Nie dam się po raz kolejny odtrącić, nie chcę znów go stracić. Teraz wiem, że mówił co innego, a tak naprawdę myśli co innego.

Widzę, że się boi, bardzo go zraniłam i nie chce znowu tego przeżywać. Poza tym ma wyrzuty sumienia - powiedział, że czuje się podle, bo mnie zawiódł, nie było go przy mnie wtedy gdy najbardziej go potrzebowałam. Nie wierzy, że zapomnimy o tym, co sobie powiedzieliśmy (a powiedzieliśmy wiele złych rzeczy) i że kiedyś to wypłynie. Twierdzi, że nie da się uratować tego związku. Najbardziej się boję tego, że teraz też coś zepsuję. Jestem w gorącej wodzie kąpana i czasem nie mogę się powstrzymać, żeby czegoś nie zrobić. A tutaj pośpiech jest niewskazany.

Bardzo mi Pani pomaga, nie wiem jak mam dziękować. Czasem pomaga samo opowiedzenie tego, co leży na sercu. Dziękuję

Kasia



Witam,

Najwyraźniej to, co Pani robi (mam na myśli to, co nazwała Pani "narzucaniem się") dobrze działa - czuje się Pani spokojniejsza, zrelaksowana, łatwiej potem sobie razić z kłopotami. Rzeczywiście to, co przekazuje Pani mąż, nie jest jednoznaczne. Z jednej strony chce, aby się Pani wyprowadziła, z drugiej ma wyrzuty sumienia, że nie było go, gdy go Pani potrzebowała.

Martwi się o przeszłość, podczas gdy teraz jest też czas, gdy go Pani potrzebuje. Dziwi mnie też, że to Pani miałaby się wyprowadzić, to Pani jest tą stroną, która teraz jednoznacznie dąży do pojednania - mam wrażenie, że robi Pani dużo, żeby odbudować związek - podjęła Pani terapię, ma Pani w sobie decyzję na zmianę siebie, stara się Pani zmieniać swoje nastawienia na bardziej pozytywne i akceptujące, okazuje Pani mężowi ciepło i czułość.

Zgadzam się, że pośpiech w tej sytuacji nie jest wskazany i raczej nie dostrzegam, w tym, co Pani pisze, oznak działań gwałtownych i nieprzemyślanych Wszystko, co Pani robi, może działać ku wzajemnemu zbliżeniu. To, czy ostatecznie to się uda zależy od tego, czy mąż zechce przyjąć Panią z tymi zmianami i gotowością do naprawienia związku.

Z tego, co czytam, to Pani mąż jest jakby zwrócony ku przeszłości - w przeszłości go Pani zraniła, w przeszłości on nie wyrobił się z czymś i ma wyrzuty sumienia, tak jakby nie dostrzegał tego, co się dzieje teraz. Mówi Pani, że on nie wierzy, żeby udało się cokolwiek naprawić - a czy w ogóle by chciał? Też ciekawe jest Pani spostrzeżenie, ze teraz Pani wie, że on mówi, co innego, niżby chciał - to by pokazywało, że rozmowa nie jest sposobem do naprawienia tego związku, oczywiście przy założeniu, że on chce być dalej z Wami.


I znowu się nie dogadaliśmy. :-(
W ciągu ostatnich dwóch tygodni mówił, ze jego znajomi przestali się do niego odzywać, że stracił z nimi kontakt itp. Chciałam mu zrobić przyjemność i zaprosiłam jego najlepszego kumpla z żoną, w niedzielę - to miała być taka niespodzianka. Wojtek nie dość, ze się słabo ucieszył, to za chwilę wziął Olę, która płakała i zamknął się z nią w pokoju. Pytałam go później, dlaczego tak postąpił - to powiedział, że mu już na niczym nie zależy i nic mu się nie chce. Już sama nie wiem jak go rozruszać - jest bardzo smutny i jakiś taki obojętny. Może ma depresję?

Pani psycholog, do której chodzę namawia mnie na terapię w parze, ale ja go nie mogę przekonać, bo on uważa, że to już nie ma sensu. :-(

Będę go nadal przekonywała, chociaż boli mnie to, że się tak poddał.



Witam,

Zastanawia się Pani nad tym czy mąż ma depresję - trudno to tak na odległość oceniać, ale z tego, co Pani pisze, to zaczyna wyglądać, że tu nie tylko chodzi o to, że kiedyś Pani nie umiała docenić swojego męża.

To tracenie kontaktu ze znajomymi pokazuje, że może chodzić o coś innego. Też zachowanie męża w trakcie wizyty znajomych, wygląda dziwnie - nie chciał mieć z nimi kontaktu - "uciekł w opiekę nad dzieckiem".

Zgadzam się z Pani psychoterapeutką, że warto przyjść razem na wizytę.
Pani Kasiu, wyobrażam sobie, że jest Pani w tej sytuacji trudno - jak sobie Pani radzi z tym wszystkim?

Pozdrawiam -

Ela Kalinowska


Dzisiaj skończyłam "samotną" terapię. Pani psycholog powiedziała, ze same już nic więcej nie zdziałamy. Wojtek zgodził się na wizytę, ale powiedział, że robi to tylko na moją prośbę, bo nie wierzy, że psycholog może nam pomóc. Mam nadzieję, że jego sceptyczne nastawienia nie zniweczy tej szansy. Przede wszystkim chodzi mi o to, aby się w końcu dowiedzieć, co on tak naprawdę myśli.

Wczoraj na każde moje odezwanie odpowiadał tak, jakbym mu chciała zrobić na złość. Pytałam dlaczego - bo "mówisz jakbyś łaskę robiła, bo tak patrzysz, że wiem, że coś Ci się nie podoba itp." Skąd w nim tyle złości? Może tego się dowiem...

Swoje chwile zwątpienia mam już za sobą. Wcale nie jestem taka silna - po prostu miałam dużo czasu, żeby sobie wszystko przemyśleć i dojść do tego, co jest dla mnie najważniejsze. Gdy byłam w jeszcze w ciąży płakałam, co noc i myślałam o samobójstwie, nienawidziłam siebie, Wojtka i bycia w ciąży. Czułam się brzydka, niekochana. Mogłabym tak wymieniać bardzo długo, ale to już na szczęście przeszłość. Teraz wiem, co tak naprawdę się liczy.

Oczywiście jest mi przykro, gdy kolejna próba porozumienia się, przełamania jego oporu spełza na niczym, ale to chyba normalne. Oswajam się z myślą, że jednak pomimo moich starań, nie uda Nam się dłużej być razem i będziemy musieli się rozejść. To wszystko wymagało dużo czasu i mnóstwa łez.

Nie wiem czy słusznie, ale uważam, ze ta terapia w parze jest taką ostatnią deską ratunku. Jeżeli pomimo pomocy wykwalifikowanej osoby nie uda nam się porozmawiać, dojść do jakiś budujących wniosków, to już chyba nic nam nie pomoże.

Napiszę jak przebiegła wizyta, może będzie Pani miała jakieś sugestie.

Proszę trzymać za mnie kciuki.

Pozdrawiam
Kasia



Trzymam kciuki...
Podziwiam Pani wytrwałość.


Bardzo jestem zadowolona z wczorajszej wizyty. W końcu dowiedziałam się, co tak naprawdę przeszkadzało Wojtkowi - bez pytań pani psycholog nigdy by się do tego nie przyznał.

Stanęło na tym, że będziemy chodzić co dwa tygodnie, a jak będzie trzeba co tydzień. Wojtek powiedział, że chce umieć się ze mną porozumiewać nawet, jeśli nie mamy być razem. Obecnie uważa, że ten związek nie ma sensu, ale nie wyklucza, że może zmienić zdanie. W sumie osiągnęłam to, po co poszłam - dowiedziałam się, co go gryzie, co tak naprawdę myśli. Było mnóstwo małych rzeczy, które go raziły.



Gratuluję i pozdrawiam serdecznie -

Ela Kalinowska


Zobacz także: Jak uzyskać profesjonalną pomoc psychologiczną on-line?

Inne porady