Porady psychologiczne

Moja mama jest współuzależniona. Co mogę zrobić?

Mam problem, który sprawia, że bardzo źle się z nim czuję. Zacznę od tego, że jestem DDA i w tym momencie przerwałam terapię w celu leczenia podupadającego zdrowia fizycznego. Mam 33 lata, udane małżeństwo i trzyletniego synka. Mieszkam około 15 km od mojego domu pochodzenia, a jednak ciągle żyję ich życiem, mimo ponad 2-letniej terapii.

Moja mama (osoba współuzależniona), mieszka obok mojej babci - czyli swojej mamy (również osoba współuzależniona od swoich synów alkoholików i nieżyjącego dziadka alkoholika). Obydwie kobiety mają trudne charaktery. Ciągle wracają do przeszłości, wypominają sobie swoje żale, kłócą się i stwarzają bardzo niesprzyjającą atmosferę na podwórku.

Zawsze gdy chcę odwiedzić rodziców, zastanawiam się, jaka będzie atmosfera i jak mam się zachować.

Jako osoba z problemami emocjonalnymi, bardzo to wszystko na mnie wpływa, szkoda mi bardzo babci, ale najbardziej szkoda mi mamy, od której jestem uzależniona emocjonalnie. Martwię się, że przez te kłótnie coś się może stać, coś, co sprawi, że moja mama będzie cierpieć, lub może zapaść na jakąś chorobę.

Proponowałam mamie terapię, ale nie chce się na to zgodzić. Często dzwonię do mamy, bo nie mogę żyć bez potrzeby kontroli "co się dzieje na podwórku". Sytuacja ta napawa mnie nieokreślonym lękiem. Nie mogę się wtedy skupić na wychowaniu synka, na pracy, na samej sobie, bo cały czas przewiduję, że coś może się stać.

Wiem, że w kilku słowach trudno opisać wszystkie swoje emocje, ale chciałabym prosić o pomoc, gdyby ktokolwiek mógł popatrzeć na to z innej perspektywy.

odpowiada Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta

Witam serdecznie,

Na świecie istnieje dużo niezawinionego cierpienia, na które często nie mamy żadnego wpływu. Gdy nie możemy go uniknąć, pozostaje nam jedynie pogodzić się z nim i uczyć się je cierpliwie znosić.

Niekiedy też ludzie świadomie decydują się na znoszenie cierpienia, choć mogliby go łatwo uniknąć, w imię jakiś ważnych dla siebie wartości. Wówczas owe wartości nadają temu cierpieniu sens.

Istnieje też pewna grupa ludzi, którzy uskarżają się na cierpienie możliwe do uniknięcia i którzy nie podejmują żadnych działań, by go uniknąć. Można powiedzieć, że postępują dokładnie odwrotnie, niż sugeruje "Modlitwa o pogodę ducha":

    Boże, użycz mi pogody ducha,
    abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
    odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
    i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

Osoby, o których wspominam, ani nie godzą się z sytuacją, z powodu której cierpią, ani nie podejmują żadnych działań, by zmienić swoje położenie. Można powiedzieć, że cierpią na własne życzenie (gdyż uniknięcie cierpienia leży w granicach ich możliwości). Cierpienie, na które się decydują, niczemu nie służy, ani nie prowadzi do realizacji żadnych ważnych wartości, choćby osoby te okłamywały same siebie, że jest inaczej. Np. współuzależniona żona alkoholika może sobie wmawiać, że pozostając w związku z alkoholikiem poświęca się dla dzieci, choćby dzieci marzyły o rozwodzie rodziców. Może przekonywać się, że poświęcając siebie ratuje życie alkoholikowi, choć w istocie tylko zapewnia mu komfort picia.

Tkwienie w destrukcyjnej sytuacji może niekiedy wydawać się bardziej wygodne niż zmiana. Ponadto zmiana z reguły wymaga wysiłku, zaangażowania i odwagi. Dotyczy to każdej dziedziny życia. Np. corocznie po 1 stycznia duża grupa ludzi wykupuje karnety na siłownię, podejmując noworoczne postanowienia, że będą ćwiczyć. Większość z nich nie pojawia się potem na siłowni.

Jesteśmy obdarzeni wolną wolą, czego konsekwencją jest m.in. to, że niekiedy, kierując się doraźną wygodą lub strachem, dokonujemy nierozsądnych wyborów, robiąc krzywdę sobie i/lub innym. Pani mama jest autonomiczną jednostką i ma prawo kierować swoim życiem tak, jak uważa za stosowne, nawet, jeśli potem cierpi z tego powodu. Szacunek dla jej autonomii nakazuje uszanować jej życiowe wybory. Zarazem należałoby postawić jej granice tak, by konsekwencje jej wyborów nie spadały na Panią, lecz wyłącznie na nią.

Jako córka słusznie zachęcała Pani swoją matkę do terapii współuzależnienia w poradni odwykowej. Mogłaby ona wówczas nauczyć się, jak unikać toksycznych relacji lub jak sobie z nimi radzić, by ponosić jak najmniejsze szkody. Pani matka jednak zdecydowała się odrzucić proponowaną pomoc. Ma do tego prawo. Nie można jej uczynić szczęśliwą wbrew jej woli. Należałoby zatem pozwolić jej żyć tak, jak wybrała i zająć się swoim życiem. Nie ma Pani bowiem wpływu na szczęście swojej matki, ma Pani natomiast wpływ na swoje szczęście i na atmosferę w Pani nowej rodzinie.

Wydaje się jednak, że Pani na razie dokonuje innego wyboru. Mimo, że mieszka Pani osobno, stara się Pani kontynuować rodzinną tradycję cierpiących kobiet - łączy się Pani bowiem w bólu z matką i babcią. W ten sposób trzy kobiety (reprezentujące trzy kolejne pokolenia) cierpią razem. Być może łączenie się w cierpieniu jest w Pani rodzinie sposobem na okazywanie miłości?

Jeśli jednak chce Pani przerwać tę destrukcyjną sztafetę pokoleń, należałoby zdjąć z siebie odpowiedzialność za szczęście matki. Pogodzić się z tym, że ona ma trudny charakter, nie zamierza go zmieniać i wybrała dla siebie życie w toksycznych relacjach z bliskimi. Zdjęcie z siebie odpowiedzialności za matkę nie oznacza, że trzeba zerwać z nią wszelkie kontakty. Utrzymywanie z kimś relacji (bez względu na to, jak jest bliska czy powierzchowna) i branie na siebie odpowiedzialności za drugą osobę to dwie różne sprawy, które potrzebuje Pani nauczyć się oddzielać. Być może mogłaby Pani zachować powierzchowną i poprawną relację z matką, jeśli nauczy się Pani nie angażować w jej relacje z babcią.

Proszę też pamiętać, że unieszczęśliwianie samej siebie na znak solidarności z matką nie jest zdrowym sposobem na okazywanie miłości do niej. Może Pani okazywać jej miłość w bardziej konstruktywny sposób, np. poprzez życzenia na Dzień Matki, z okazji jej imienin i świąt, czy zachęcając do terapii współuzależnienia.

Przede wszystkim jednak ma Pani obowiązki wobec swojej nowej rodziny i na niej należałoby skoncentrować swoją uwagę.

Pozdrawiam serdecznie -
:-)
Bogusław Włodawiec


Serdecznie Panu dziękuję, czuje wielką siłę w Pana słowach... jeszcze raz Wielkie dzięki, będę nosić Pana list przy sobie...

Pozdrawiam





    Autor jest psychologiem, psychoterapeutą. Zajmuje się psychoterapią nerwic, depresji, zaburzeń odżywiania, uzależnień, współuzależnienia i DDA. Prowadzi praktykę prywatną.


Inne porady