Artykuł

Beata Szurowska

Beata Szurowska

Poziom akceptacji w rodzinach anorektycznych


W obliczu zagrożeń współczesnego świata przedstawiciele różnych nauk (pedagogika, psychologia, socjologia czy medycyna) coraz częściej kierują swoje zainteresowanie w kierunku rodziny. Ona, jako pierwsze, naturalne środowisko wychowawcze, ma największe szanse, aby już we wczesnym dzieciństwie, poprzez rozmowy, bajki i własne postawy rodziców zneutralizować nieco wpływy zewnętrzne i ugruntować w dziecku poszanowanie dla własnego wyglądu i własnej osobowości, nawet, gdy odbiega ona od modelu standardowego lub przez nich wymarzonego i tym samym ustrzec dziecko przed zaburzeniami, uzależnieniami i złym wpływem środowiska.

W ciągu ostatnich lat postać niebezpiecznej choroby społecznej przybierają zaburzenia odżywiania się. Szczególnie niebezpieczna jest anoreksja, która, według klasyfikacji Światowej Organizacji Zdrowia definiowana jest następująco(za: M. Pecyna) [1]:
    "Anorexia nervosa to zaburzenia jedzenia, które charakteryzuje celowa utrata masy ciała wywołana świadomie i podtrzymywana przez pacjenta. Występuje najczęściej u dziewcząt w okresie pokwitania i u młodych kobiet. Zdarza się także u chłopców przed osiągnięciem dojrzałości i młodych mężczyzn oraz u dzieci przed okresem pokwitania i u dojrzałych kobiet aż do okresu menopauzy. Zazwyczaj stwierdza się niedożywienie różnego stopnia z wtórnymi zmianami hormonalnymi i metabolicznymi oraz zaburzenia funkcjonowania organizmu. Do objawów anoreksji należą ponadto: ograniczenia w diecie, wyczerpujące ćwiczenia fizyczne, prowokowanie wymiotów, systematyczne przyjmowanie leków o właściwościach przeczyszczających i tłumiących łaknienie oraz środków moczopędnych."

Początkowo zaburzenia jedzenia postrzegane były tylko w aspekcie medycznym, a problematyką tą zajmowali się głównie psychiatrzy i endokrynolodzy. Dzisiaj specjaliści są zgodni, że najlepsze efekty w leczeniu osób cierpiących na anoreksję przynosi psychoterapia, szeroko rozumiane poradnictwo rodzinne i prawidłowe oddziaływania wychowawcze.

Tematem moich badań są rodziny osób cierpiących na anoreksję, ponieważ analiza literatury oraz badań specjalistów zajmujących się anoreksją, a także własne obserwacje i doświadczenia pozwalają stwierdzić, że anoreksja jest chorobą, której podłoże stanowią nie tylko przesłanki czysto medyczne, ale także natury wychowawczej. Rozpatrując znaczenie czynników rodzinnych w etiologii zaburzeń odżywiania się należy podkreślić, że (chociaż ich znaczenie dla rozwoju choroby wydaje się oczywiste) ze względu na trudności w prowadzeniu badań empirycznych nadal zbyt mało jest danych, które mogłyby weryfikować istniejące już w literaturze koncepcje. Wynika to zapewne z medycznego podejścia do tych zaburzeń. Objęcie badaniami pedagogicznymi i psychologicznymi rodzin anorektycznych wydaje się jednak konieczne, ponieważ stwarza nowe możliwości zarówno w sposobie leczenia osób cierpiących na zaburzenia odżywiania, jak również w profilaktyce.

Na podstawie analizy wyników badań prowadzonych w domach rodzinnych dziewcząt cierpiących na anoreksję, oszacowałam poziom jednego z najważniejszych czynników procesu wychowania w rodzinie, jakim jest akceptacja, czyli „przyjęcie dziecka i kochanie takim, jakie jest (z pewnym wadami, niedostatkami i ograniczeniami” [2].

A. Wery [3], podkreślając znaczenie akceptacji w procesie wychowania w rodzinie, pisze, że dziecko akceptowane czuje miłość rodzicielską, ma bliski kontakt z rodzicami i możliwość udowadniania swojej miłości przez wspólne pieszczoty, zabawę i udział w życiu grupy rodzinnej. Ponadto rodzice uznają i szanują jego oryginalne cechy, pozwalają na działania, zdobywanie osobistych doświadczeń i korzystanie z dostosowanej do jego wieku swobody (co umożliwia osiągnięcie autonomii), jednocześnie umiejętnie prowadząc dziecko i pomagając mu w wypracowaniu Superego (niezbędnego do samokontroli i socjalizacji przyszłego człowieka dorosłego).

Poziom akceptacji w rodzinach anorektycznych w badanej populacji został określony na podstawie: obserwacji uczestniczących prowadzonych w domach rodzin anorektycznych i na oddziałach nerwic w Polsce, wypowiedzi dziewcząt cierpiących na anoreksję, analizy wyników ankiet dla osób cierpiących na anoreksję i analizy wyników uzyskanych w kwestionariuszu wywiadu dla ich rodziców. Badania objęły 30 rodzin.

Narzędzia badawcze (kwestionariusz wywiadu i ankieta) w części dotyczącej akceptacji określały częstotliwość takich zachowań rodziców wobec córki jak: przytulanie, zapewnianie o swojej miłości, chwalenie, krytykowanie, karanie odrzuceniem i porównywanie do innych.

Sześciostopniowa skala (od 0 do 5 punktów) pozwoliła na następujące określenie deklarowanego poziomu akceptacji w rodzinie:


    0p. - poziom akceptacji bardzo niski
    1p. - poziom akceptacji niski
    2p. - poziom akceptacji raczej niski
    3p. - poziom akceptacji raczej wysoki
    4p. - poziom akceptacji wysoki
    5p. - poziom akceptacji bardzo wysoki

We wszystkich badanych grupach (matki, ojcowie i dziewczęta cierpiące na anoreksję) średnia wynosi 2 punkty, a odchylenie standardowe 1. Uzyskany wynik minimalny to 0 punktów, a maksymalny 5 punktów. Zsumowanie punktów uzyskanych w poszczególnych rodzinach pozwoliło oszacować ogólny wynik poziomu akceptacji w badanej populacji, który uplasował się w drugim przedziale na skali 6-stopniowej, co oznacza, że poziom akceptacji w badanych rodzinach osób cierpiących na anoreksję jest niski. Potwierdzają to również moje obserwacje. Zauważyłam, że członkowie większości rodzin mają kłopoty z dotykiem, unikają kontaktów fizycznych. Dziewczęta z tych rodzin przyznają, że nie przypominają sobie, by w dzieciństwie miały dobry kontakt fizyczny z rodzicami, a przecież małe dziecko potrzebuje fizycznej bliskości osób dorosłych, aby poczuć się bezpieczne w zagrażającym, nieznanym świecie i aby w rodzinie uczyć się zarówno odbierania, jak i okazywania bliskości i czułości. Takie zaniedbanie może znacznie utrudniać bliskie kontakty z innymi ludźmi.

Ania przyznaje: „(...)Bardzo nie lubię gdy ktoś mnie dotyka. To mnie normalnie boli. Wstydzę się, jakby to było coś niedozwolonego, nawet, jak weźmie mnie za rękę. Przytulać to się w ogóle nie lubię. Robi mi się wtedy duszno i mam wrażenie, że zaraz zemdleje(...)”.

Podobne odczucia ma Kasia, którą na próżno usiłowałam przytulić, gdy rozpłakała się podczas opowiadania o swoim dzieciństwie. Na pytanie, dlaczego odrzuca taką formę wsparcia, odpowiedziała: „(...) Ja tego nie potrzebuje. Wcale mi to nie pomaga. Dotyk drugiego człowieka powoduje, że całe moje ciało sztywnieje, jakbym się bała, szykowała do obrony. Czasem nawet bym chciała się przytulić, ale nie umiem(...)”.

Poza tym rodziny te charakteryzuje nieumiejętność okazywania uczuć. Rodzice zazwyczaj niechętnie o nich mówią, są chłodni, stanowczy, skupiający uwagę na rzeczach konkretnych, związanych z funkcjonowaniem w świecie zewnętrznym (takich jak zakupy, obowiązek szkolny, wygląd).

Anita: „(...)Ojciec odszedł od nas, gdy miałam 6 lat. Założył drugą rodzinę. Mieszka na drugim końcu Polski. Nie bardzo za nim tęskniłam, bo i tak wiecznie go nie było w domu, a jak był to zajmował się kłóceniem z mamą. Teraz odwiedza mnie w każde wakacje, zaprasza, ale ja nie mam ochoty do niego jeździć. Jest dla mnie obcy. Co innego mama - to najbliższa mi osoba(...)”

Agnieszka: „(...) W ogóle w naszym domu rodzice jakby podzielili się rolami. Mama była od głaskania, nagradzania i pocieszania, a ojciec od zakazów, surowego wychowania i karania. Mama od dziecka oklejała nam ojca etykietkami i w końcu właśnie takim go wiedzieliśmy. Baliśmy się go, bo miał być zły, nerwowy, złośliwy, agresywny, egoistyczny, bez uczuć, tolerancji i zrozumienia. Tata pracował, a z mamą byliśmy całe dnie. Ona nas karmiła, tuliła, wysłuchiwała (wręcz ciągnęła za język, zawsze musiała wiedzieć wszystko). Wierzyliśmy jej. Teraz widzę, że nie zawsze mówiła prawdę. Po prostu chciała nas mieć tylko dla siebie. Ojciec zarabiał pieniądze, ale to ona była najlepszą matką. Wydawało jej się, że zastąpi nam nawet ojca. Szkoda mi taty. Wracał z pracy, też w niedzielę i święta, i traktowany był w domu jak gość. Zawsze obcy. Poza tym mama nigdy nas nie karała. Od ojca tego wymagała, bo mówiła, że to męska sprawa. Nawet podpuszczała go na nas, a potem tuliła, gdy on nie widział (...)”

Dagmara: „(...)Wiem, że moja rodzina nie jest taka, jak być powinna. Przede wszystkim dlatego, że tata pije, ale i tak daje mi więcej miłości niż mama. To nie jest zły człowiek. On jest po prostu bardzo nieszczęśliwy. A to wszystko moja wina, bo niby nie prosiłam się na świat, ale jednak pokrzyżowałam plany rodzicom. Znając moja mamę to dziwię się, że nie pozbyła się problemu i mnie nie usunęła. Ale nie. Dziwne. Za to usunęła mnie psychicznie. Niby jestem, ale tak jakby mnie nie było. To znaczy troszczy się, ale to tata potrafi mnie przytulić, nie ona. Ona nie potrafi nikogo i niczego kochać. To przez nią tata pije (...)”

Aż 9 rodzin zgodnie oceniło poziom akceptacji, a w pozostałych rodzinach wahania są jednopunktowe. Najwyższe - maksymalne wyniki uzyskali członkowie rodziny Marity deklarując bardzo wysoki poziom akceptacji w rodzinie. W rodzinie Majki i Emilki rodzice ocenili poziom akceptacji wobec córki jako wysoki, co potwierdziły dziewczęta, oceniając tę kategorię badawczą na tym samym poziomie. Te trzy rodziny znacznie różnią się od pozostałych w okazywaniu ciepła i akceptacji, co potwierdzają również moje obserwacje i przykłady wypowiedzi dziewcząt:

Emilia: „(...)Moja rodzina jest dobra. Mam wspaniałą mamę i tatę. Zawsze o mnie dbali. Jak byłam mała to się ze mną bawili - najczęściej to z mama bawiłam się lalkami w dom, a z tatą to grałam w piłkę, jeździłam na rowerze, albo się po prostu wygłupialiśmy. Takie tam łaskotki i inne. Lubiłam tez jeździć nad morze. Tata uczył mnie pływać a z mamą zbierałam bursztyny (...)”

Marita: „(...)Rodzina oszalała na moim punkcie. Rozpieszczali mnie bardzo wszyscy - i rodzice i kuzyni i ciotki i wujkowie. Uwielbiałam wszystkie rodzinne zjazdy, bo wszyscy się mną zachwycali, dostawałam masę prezentów. Cały świat kręcił się koło mnie. Dorośli, bliscy mi ludzie dbali o to, żebym nie była smutna, rozczarowana, czy nawet zmartwiona. To był raj, w którym ja grałam rolę księżniczki. Nie – ja nie grałam roli księżniczki. Ja byłam wtedy małą księżniczką(...)”

Najniższe poziomy akceptacji dziecka w rodzinie zanotowano w rodzinie Kasi, która samą siebie obwinia za brak miłości rodziców:
Kasia: „(...)Mama jest niezwykle silną kobietą. Nie kocha mnie. Mnie nie można pokochać. Tata zawsze się mnie wstydził. Mama jest lepsza, bo poświęciła się dla takiej ofermy jak ja(...)”

Warto też przytoczyć wypowiedzi innych dziewcząt, których rodziny również deklarują niski i bardzo niski poziom akceptacji, aby zrozumieć jak bardzo bolesny dla dziecka jest brak odczuwanej miłości rodziców.

Ania: „(...) Mama jest dobrą kobietą, ale nie umie kochać - no może poza wyjątkiem siebie. Może po prostu kocha tylko to, co idealne, a sama się za taką uważa. Mi nigdy nie powiedziała, że mnie kocha i chce. Ja nie jestem idealnym dzieckiem, które sobie wymarzyła. Taty też nie kocha, bo nie jest idealny.
- Czego ci brakowało w dzieciństwie?
- Czułości, bliskości i pochwał. Miałam mnóstwo zabawek, potem pomocy szkolnych, ale odczuwałam, ze tylko po to, żeby dorównać dzieciom ich znajomych.
- Nawet, gdy byłaś małym dzieckiem rodzice nie tulili cię, nie brali na kolana?
- Nie, to znaczy tata czasami, jak mama nie widziała. U psychologa tłumaczyli się, ze to dlatego, żebym wyrosła na pewna siebie, samodzielną dziewczynę (...)”


Karina:
„ - (...) Czego ci w takim razie brakowało, skoro miałaś niby wszystko?
- Ciepła, rozmów, zabaw, rodzinnych imprez, chyba miłości, ale takiej wiesz, co się ją czuje. Wiesz, co? Ja już nie chcę rozmawiać, bo ty pewnie myślisz tak jak wszyscy, ze jestem wstrętna i podła anorektyczka(...)”


Edyta: „(...) To był taki chłodny wychów, bez spoufalania się i zabaw - tylko gry i zabawy edukacyjne (...) Pewnie mnie po prostu nie kochali. Jak to zrozumiałam, to tak mi się porobiło w środku jakoś jakby we mnie wszystko zamarzło (...)”

Renata: „(...) Teraz myślę, że miałam bardzo smutne dzieciństwo. Praktycznie bez matki, z bardzo surowym i wymagającym ojcem, który traktował mnie nie jak córkę, ale jak zawodnika. Nie robił różnicy między mną, a innym dziećmi na zawodach. Było mi źle, ale nie wiedziałam, dlaczego. Wtedy to nie czułam tak, że mi brakowało ciepła, miłości. Wydawało mi się, że jest normalnie, bo skąd mogłam wiedzieć, że może być inaczej (...)”

Na podstawie wypowiedzi dziewcząt stwierdzono również, że w 7 przypadkach były one odrzucone przez ojców w okresie dojrzewania (Julka, Ania, Jola) lub jeszcze w dzieciństwie z powodu rozwodu rodziców (Kasia, Anita) czy też wycofania się z życia rodziny i nadmiernego zaangażowania się w pracę (Karolina, Asia). W dwóch przypadkach (Dagmara, Marta) stwierdzono nadużywanie alkoholu przez ojców, co oczywiście również uniemożliwiało prawdziwą bliskość z córką.

Przeprowadzone analizy zmierzały do określenia poziomu akceptacji w rodzinach anorektycznych oraz porównania istotności różnic w tym zakresie między deklaracjami rodziców i deklaracjami dzieci cierpiących na anoreksję. Na podstawie rozkładu wyników można było stwierdzić, że różnice między poziomem akceptacji deklarowanym przez matki i ojców są bardzo nieduże. Zaznaczyły się jednak różnice między deklaracjami rodziców i badanych dziewcząt. Zarówno wyniki punktowe ojców, matek jak i córek są zróżnicowane. We wszystkich grupach zanotowano zarówno najniższe (0p.), jak i najwyższe wyniki (5p.). Najwięcej ojców (44,6%) deklarowało 1p (co oznacza niski poziom akceptacji). 20,6 % ojców zadeklarowało bardzo niski poziom akceptacji wobec córki (0 p.), 17,3% ojców poziom raczej niski (2 p.), a poziom raczej wysoki (3 p.) i wysoki (4 p.) po 6,6%. Tylko jeden ojciec zadeklarował 5p. (co oznacza bardzo wysoki poziom akceptacji w rodzinie).

Omawiając rozkład punktowy w badanej populacji matek należy zwrócić uwagę na fakt, że większość wyników uplasowało w okolicach dolnej granicy punktowej. Aż 20,6,3% matek deklarowało bardzo niski poziom akceptacji wobec córki, a 48,3% matek poziom niski i 13,3% poziom raczej niski. Raczej wysoki i wysoki poziom akceptacji wobec dziecka zadeklarowało po 6,6% matek. Bardzo wysoki poziom akceptacji zanotowano w tej grupie w pojedynczym przypadku, co stanowi 3,3%.

Dziewczęta cierpiące na anoreksję oceniły poziom wymagań w swoich rodzinach następująco: 40%, jako niski, 33,3% jako raczej niski. Równo po 10% dziewcząt uważa, że poziom akceptacji w ich rodzinach jest raczej wysoki i wysoki. W pojedynczych przypadkach (po 3,3%) zanotowano wyniki skrajne (poziom akceptacji bardzo niski i bardzo wysoki).

Wyrażanie akceptacji


Ze względu na specyfikę badanego zjawiska oraz nierównomierne rozłożenie punktów warto również szczegółowo omówić wyniki uzyskane na podstawie analizy odpowiedzi rodziców na następujące pytania:

  • Jak często Pan(i) mówił(a) córce, że ją kocha?
  • Jak często karał(a) Pan(i) córkę odrzuceniem?
  • Jak często krytykował(a) Pan(i) córkę?
  • Jak często chwalił(a) Pan(i) córkę?

Częstotliwość chwalenia córki przez rodziców


Zaledwie 2 matki, co stanowi 6,6% i 2 ojców (6,6%) przyznało, że bardzo często chwalili córkę. 5 matek (16,6%) i 3 ojców (10%) oceniło częstotliwość chwalenia córki jako częstą. 22matki (73,3%) i 16 (53,3%) ojców czyniło to czasami. W grupie matek nie zanotowano żadnej odpowiedzi nigdy, natomiast niepokojący jest fakt, że aż 8 ojców (26,6%) odpowiedziało, że nigdy nie chwalili swojej córki.

Częstotliwość krytykowania córki przez rodziców


16 matek (53,3%) i 11ojców (36,6%) przyznaje, że bardzo często krytykowali córkę. Częstą częstotliwość krytykowania córki deklaruje 7 matek (23,3%) i 6 ojców (20%). Odpowiedź czasami uzyskano od 4matek (13,3%) i 11 ojców (36,6%). Tylko dwie matki (6,6%) i jeden ojciec (3,3%) uznali, że nigdy nie krytykowali swojej córki.

Nierównomierne rozłożenie punktów w odpowiedziach na omówione powyżej pytania świadczy o tym, że dziewczęta były bardzo często krytykowane, a rzadko chwalone. Takie postępowanie rodziców sprzyjało budowaniu zaniżonej samooceny ich córek, które nabierały przekonania, że są gorsze od innych. Potwierdzenie takiego rozkładu wyników można odnaleźć w wypowiedziach dziewcząt:

Daria: „(...) Nikt mnie chwalił, bo i za co? Krytyka mi się należała. Jestem nikim. To ciągłe porównywanie do starszego rodzeństwa bardzo mnie denerwowało, ale nic nie mówiłam. Oni chcieli tylko mojego dobra. A ja nie chciałam przynieść im wstydu. Zdecydowałam się na medycynę i nie dostałam się z braku miejsc. Zabrakło mi 2 punkty. Co za wstyd. Głąb, w takiej rodzinie. Nie wiem, jak to się zaczęło, że przestałam jeść. Chyba na początku z nerwów, a potem, kiedy odczuwałam głód, to karałam sama siebie. Ja nie zasłużyłam sobie na jedzenie. Siedziałam w domu i sprzątałam, gotowałam, prałam, prasowałam, usługiwałam mojej mądrej rodzinie, chociaż tego ode mnie nie wymagali. Byłam nikim, a chciałam chociaż tak im okazać swą miłość, być potrzebną (...)”

Jola:
- „(...) Czy rodzice cię chwalili?
- Nie. Miałam zawsze jasno zaznaczone, co powinnam zrobić i czego ode mnie oczekują. Pochwały były wobec tego zbędne. Sprostanie ich oczekiwaniom było moim obowiązkiem. Przyzwyczaiłam się do tego, ale pragnęłam tych pochwał. Kiedyś nawet powiedziałam o tym rodzicom, ale usłyszałam, ze jestem bardzo złym dzieckiem, a oni nie zamierzają wychować próżniaka, pyszałka i bufona.
- Czy porównywali cię do innych?
- Tak, często stawiali mi za wzór dzieci ze szkoły, albo kuzynów czy znajomych. To było bolesne, bo bałam się, że oni mnie nie kochają, bo jestem do niczego. Czy można kochać takiego niedojdę jak ja?(...)”

Częstotliwość zapewniania córki przez rodziców o swej miłości


Dzieci intuicyjnie czują realia miłości rodzicielskiej, ale potrzebują również jej słownych zapewnień i zewnętrznych przejawów, takich jak akceptacja, zainteresowanie, wspólnie spędzany czas, przytulanie i pieszczoty.

Tylko 1 matka (co stanowi 3,3%) bardzo często zapewniała córkę o swojej miłości. 4 matki (13,3%) czyniły to często, a 14 matek (46,6%) czasami. 10 osób w tej grupie (33,3%) przyznało, że nigdy nie powiedziały córce, że ją kochają.

Jeszcze bardziej niepokojące wyniki uzyskano na podstawie analizy odpowiedzi ojców. Tylko 1 ojciec (co stanowi 3,3%) bardzo często zapewniał córkę o swojej miłości. 2 ojców (6,6%) czyniło to często, natomiast 11 osób (36,6%) czasami. Aż 15 ojców (50%) nigdy nie powiedziało córce, że jest ona przez nich kochana.

W sposób charakterystyczny dla większości dziewcząt w badanej grupie wypowiadają się na ten temat Iza i Ewa:

Iza: „(...)Bardzo kocham swoich rodziców, ale ich nie lubię. Oni nie potrafią kochać. Nawet samych siebie nie kochają. Pieniądze, tak jak i ja, są im potrzebne do spełniania marzeń. Myślę, że to samo czują do pieniędzy, co i do mnie. Nikt mi zresztą nie mówił o miłości. Gdy jeszcze wcześniej, jak byłam młodsza pytałam, czy mnie kochają to odpowiadali: „Jak byśmy cię nie kochali to nie kupowalibyśmy ci tego wszystkiego” (...) Oni byli przekonani, że zaspokajają każdą moją potrzebę, ale nie zadbali o te podstawowe - oparte na miłości. Brakowało mi ciepła, poczucia bezpieczeństwa, pewności, że jestem dla kogoś ważna. Nie miałam przy sobie bliskich osób - nie nawiązałam emocjonalnej więzi z matką i ojcem. W okresie dojrzewania zaczęłam odczuwać emocjonalną pustkę. To bolało. Bardzo bolało(...)”

Ewa: „(...)Chciałabym powiedzieć, że moja rodzina jest cudowna, ale ja nie mam rodziny. Niby nie spadłam z kosmosu - mam matkę i ojca. Nie wychowałam się tez w domu dziecka. Mam rodziców i to jakich. Tata biznesmen i mama bizneswomen. Wychowałam się w pięknym domu z ogrodem, w którym zapamiętałam przeważnie pustkę, lęk i tęsknotę. Duży dom i duża pustka. Bez słów o miłości, i bez ciepła, bez namiastki miłości. Nawet na namiastkę nie było czasu. Oni rzadko byli w domu(...)Byłam dzieckiem, a nie człowiekiem. Byłam obok rodziny. To nie była chyba rodzina. Tylko interes. Ja przeszkadzałam, nie zarabiałam pieniędzy, nie pracowałam, jeszcze kosztowałam, zabierałam im cenny czas(...) Niektórzy ludzie nie powinni mieć dzieci, bo im tylko przeszkadzają. Kiedyś chciałam, żeby mnie kochali, a teraz już o to nie walczę, nie mam siły, może już tego nie chcę, nie potrzebuję(...)”

Częstotliwość karania przez córki przez rodziców odrzuceniem


Nieumiejętność okazywania miłości niepokoi jeszcze bardziej, jeżeli przyjrzymy się odpowiedziom osób badanych nt. częstotliwość karania córki odrzuceniem, które jest formą braku akceptacji. Oznacza odmawianie dziecku wartości, a czasem agresję granicząca z sadyzmem. Występuje ono w formie autorytaryzmu lub tyranii jako pragnienie całkowitego podporządkowania sobie dziecka i sprowadzenia go do stanu bezwolności, do stworzenia sytuacji, w której nie będzie ono przeszkadzać rodzicom. Odrzucenie może przybierać też formę pobłażliwości i przebiegać od zwykłego zaniedbania, poprzez obojętność do całkowitego porzucenia.

Wyniki badań pozwalają stwierdzić, że aż 8 matek (26,6%) i 7 ojców (23,3%) bardzo często karało swoje dziecko odrzuceniem. 9 matek (30%) i 3 ojców (10%) czyniło to często. 9 matek ((30%) i 16 ojców (53,3%) przyznało, że czasami zdarzało im się karać córkę odrzuceniem. 3 matki (10%) i 3 ojców (10%) nigdy nie stosowało takiej formy karania córki.

Prowadząc rozmowy z dziewczętami cierpiącymi na anoreksję stwierdziłam, że bardzo boleśnie odczuwały one odrzucenie ze strony najbliższych osób i nie potrafiły poradzić sobie wtedy z samotnością i cierpieniem. Świadczą o tym poniższe wypowiedzi:

Ania: „ (...) Nie bili mnie - no może dostałam kilka razy jak byłam mała, ale mieli bardziej wymyślne kary - przestawali mnie zauważać na kilka dni i zabraniali czegoś zupełnie, nie tłumacząc swoich decyzji. Najgorsze było to, że nie wiedziałam, o co im chodzi (...)”

Jola: „(...) Nie byłam szczęśliwym dzieckiem. Zawsze taka nieśmiała, zagubiona, z dystansem. Myślę, że to sprawa właśnie wychowania. Moi rodzice są tacy bardzo zasadniczy. Od dziecka wiedziałam, co mi wolno, a czego nie wolno. Nie bili mnie, nawet bardzo nie krzyczeli, ale mi wystarczyły ich karcące fukania, prychania, spojrzenia. Jak tylko zrobiłam coś nie po ich myśli, to przestawali się do mnie odzywać. Czułam się wtedy strasznie. Tak jakbym przestawała istnieć. Nikt ze mną nigdy nie rozmawiał o tym, co robię nie tak. Rodzice dawali mi sygnały, a ja musiałam się domyślać, o co chodzi. To było bardzo męczące (...)”

Większość dziewcząt, z którymi rozmawiałam, z niedowierzaniem przyjmowało pochwały i komplementy. Skłonne były do używania negatywnych określeń w stosunku do siebie. Jednocześnie oczekiwały akceptacji i aprobaty wobec swoich zachowań, wyglądu, postępów w leczeniu, nauce. Już jako dziewczynki czuły się one niepewnie najpierw w rodzinie, w której nie były akceptowane, a potem w przedszkolu i szkole. Z trudem nawiązywały kontakty z rówieśnikami, a pochwały i komplementy obcych ludzi uznawały za przesadzone i fałszywe. Wyjątek stanowiły oceny w nauce, ponieważ były one okupione solidną pracą, czyli zgodne z filozofią; „Jak sobie zapracuję to zasłużę na nagrodę i akceptację”. Taką postawę reprezentowała większość badanych przeze mnie osób cierpiących na anoreksję. Oto niektóre, charakterystyczne wypowiedzi:

Edyta: „(...) Trudno uwierzyć, że jest się ładnym, miłym, dobrym, jeśli nikt w rodzinie ci tego nie mówił. Ja to myślałam sobie tak - Boże, jaka muszę być strasznie brzydka, głupia i zła, jeśli nawet moi najbliżsi mnie nie chwalą. Było dla mnie wobec tego jasne, że tym bardziej nie pokocha mnie nikt obcy (...)”

Ewelina: „(...) Czułam się jak takie byle co. Źle mi z tym było, ale to moja wina, bo taka się już urodziłam i mimo starań rodziny nie umiałam się zmienić. Ludzie czasem mówili mi coś miłego, ale to tak z litości. Tylko oceny miałam naprawdę dobre. Tylko oceny. Nic więcej (...)”

Anoreksja jako sposób zabiegania o miłość


Lęk przed brakiem akceptacji i odrzuceniem przez rodzinę, znajomych, rówieśników towarzyszył dziewczętom od dzieciństwa. Wiele z osób cierpiących na anoreksję przyznaje, że choroba sprawiła, że nareszcie zyskały zainteresowanie, troskę, miłość. Mimo terapii nadal mówią: „Boję się, że jak wyzdrowieję to oni nie będą mnie kochać” . Anoreksja (w której potrafiły wytrwać, zwyciężając z głodem) dawała im poczucie własnej siły i wartości. Ich wychudzone ciało stało się symbolem zwycięstwa, więc czuły, że zapracowały i zasłużyły na uznanie, podziw, miłość. Bardzo otwarcie mówią o tym Magda i Julka:

Magda: „(...) Nareszcie byłam w czymś najlepsza. Nikt nie potrafił tak walczyć z głodem jak ja. Ani mama, ani ciocie, ani moja siostra, ani moje śliczne koleżanki. Po raz pierwszy odkąd pamiętam wyprostowałam się, podniosłam głowę i dumnie szłam przez miasto. Byłam kimś. Byłam silna. Czułam, że jestem ważna, szczupła i piękna. Po raz pierwszy. Jak brzydkie kaczątko, co zamieniło się w łabędzia (...)”.

Julka: „(...) Wpadłam w anoreksję....Ona dała mi bardzo dużo. Ojciec się zaczął znów o mnie troszczyć, jak o małą dziewczynkę. Byłam ważna, najważniejsza. Odwiedzali mnie w szpitalach, dzwonili, mówili wreszcie, że mnie kochają. Nadal trudno mi zaakceptować swój normalny wygląd. Boję się życia, ludzi. Boję się, że zawsze już będę musiała walczyć o miłość. Potrzebuje tego, żeby ktoś mnie kochał i boję się. Tak naprawdę tylko babcia mnie kochała i tata jak byłam mała – tęsknię do tego bezpieczeństwa i ciepła, ale babcia nie żyje, a ja niestety nie jestem już małą dziewczynką (...)”.

Miłość i akceptacja rodziców są warunkiem zaspokojenia niezbędnej dla prawidłowego rozwoju dziecka potrzeby bezpieczeństwa. Dzieci, które czują, że nie są kochane i akceptowane z pewnością nie są szczęśliwe. Już w dzieciństwie rodzi się u nich poczucie niższej wartości, które potem jest podstawą do budowania zaniżonej samooceny i poczucia, że nie zasługują na miłość. Czują się one mniej wartościowe od innych, a ich rozwój psychiczny jest utrudniony.

Przypisy


  1. Pecyna M.: Rodzinne uwarunkowania zachowania dziecka, Warszawa 1998, s. 116-124.
  2. Ziemska M.: Postawy rodzicielskie. Warszawa 1969, s. 42.
  3. Wery A.: „Wychowanie rodzinne”, [w:] Rozprawy o wychowaniu (red) M. Debesse, G. Mialaret, PWN, Warszawa 1988 s.111.




Opublikowano: 2005-03-30



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu